20190805

Absolwent uniwersytetu złoczyńców



Charles_d'Orléans
 
 Byłam ostatnio na wycieczce w świecie, nad którym czuwa Erato z kitarą w ręce, Euterpe z piszczałkami w dłoniach i jej piękna siostra Kaliope. Spędziłam trochę czasu z poetą w trzydziestym życia lecie, hańbą do syta napojonym. Jego życie mogłoby być intrygującym scenariuszem filmu kryminalnego. W czasach studenckich rozrywki zajmowały go bardziej niż nauka, był duszą towarzystwa. Miał szansę na zrobienie kariery, zajęcie dobrego stanowiska, ale pociągało go inne życie. Stał się członkiem złodziejskiej szajki, mającej na koncie także zabójstwa. Poecie dopisywało szczęście, bo chociaż trafiał do więzienia kilka razy, zawsze wychodził z niego przed czasem z powodu amnestii lub czyjegoś wstawiennictwa. Ostatni wyrok - karę śmierci - zamieniono mu na 10-letnie wygnanie. A wszystko to działo się w XV wieku, we Francji. Poeta rzezimieszek nazywał się Francois Villon.

 Myślę, że poezja się nie starzeje i często aktualne jest spojrzenie, nawet sprzed pięciu wieków, na pewne cechy odradzające się w kolejnych pokoleniach, bo ludzkie charaktery są niezmienne. Wiem, że nie cieszy się wielką sympatią poezja napisana archaicznym językiem, ale może jednak ktoś skusi się i przeczyta fragmenty wierszy Villona. Żałuję bardzo, że nie znalazłam w polskim tłumaczeniu jednej ballady poety, która mnie poruszyła.

 Zatytułowałam ten tekst "Absolwent uniwersytetu złoczyńców", bo Francois był studentem paryskiej uczelni i nie był tam jedynym czarnym charakterem w owym czasie; według Mollanda Uniwersytet "krył w swoim łonie najniebezpieczniejszych złoczyńców: tych, którym niejaka kultura umysłowa dawała zarazem więcej środków czynienia złego i więcej środków drwienia ze Sprawiedliwości. Zostawali klerykami (studentami Uniwersytetu), bo władza duchowna uwalniała prawie zawsze winnych. Ażeby sądy kryminalne prefektury Paryża mogły na nich położyć rękę, trzeba było recydywy po recydywie, trzeba było, aby ich uznano jako wyzutych z przywileju kleryków. Sytuacja tak uprzywilejowana ściągała do Uniwersytetu mnóstwo nicponiów, zrujnowanych i pogrążonych w rozpuście szlacheckich synów, którym, dla uzyskania charakteru studenta, wystarczało wpisać się na lekcje jednego z nauczycieli." Dziś sposób funkcjonowania uniwersytetu wydaje się zadziwiający, prawda?

 A teraz oddaję głos poecie opowiadającemu o swoim romansie.
Gdyby ta, której'm niegdyś służył,
Z wiernego serca, szczerej woli,
Przez którą tylem męki użył
I wycierpiałem moc złej doli,
Gdyby mi zrazu rzekła szczerze,
Co mniema (ani słychu o tem!)
Ha! byłbym może te więcierze
Przedarł, i nie lazł już z powrotem.

Co bądź jej jeno kładłem w uszy,
Zawżdy powolnie mnie słuchała
- Zgodę czy pośmiech mając w duszy
Co więcej, nieraz mnie cirpiała,
Iżbym się przywarł do niej ciasno
I w ślepka patrzał promieniste
I prawił swoje… Wiem dziś jasno,
Że to szalbierstwo było czyste.

Wszytko umiała przeinaczyć;
Mamiła mnie, niby przez czary:
Zanim człek zdołał się obaczyć,
Z mąki zrobiła popiół szary;
Na żużel rzekła, że to ziarno,
Na czapkę, że to hełm błyszczący,
I tak zwodziła mową marną,
Zwodniczem słowem rzucający…

Na niebo, że to misa z cyny,
Na obłok, że cielęca skóra,
Na ranek, że to wieczór siny,
Na głąb kapusty, że to góra;
Na stary fuzel, że moszcz młody,
Na świnię, że to młyn powietrzny,
Na powróz, że to włosek z brody,
Na mnicha, że to rycerz grzeczny…

Tak moje oto miłowanie
Odmienne było i zdradliwe;
Nikt tu się ponoś nie ostanie,
By zwinny był jak śrybło żywe:
Każdy, ścirpiawszy kaźń nieznośną,
Na końcu będzie tak zwiedziony
Jak ja, co wszędy zwą mnie głośno:
Miłośnik z hańbą przepędzony.
 Pomimo tego, że Villon wyprzedził swoją epokę, przez "chwilę" przygasła jego sława, "odżył" dopiero w XIX wieku. Tadeusz Boy-Żeleński, który przetłumaczył wiersze Villona (zachowując archaiczny język), nazywa go pierwszym poetą Francji. Francois urodził się w 1431 r., w biednej rodzinie, wykształcenie zawdzięcza swojemu kuzynowi i opiekunowi - kanonikowi Wilhelmowi Villon. Nieznana jest data jego śmierci. Zniknął po 1463 r.

 Poeta zrozumiał po latach, że droga, którą kroczył nie była właściwa.
Wiem to, iż, gdybym był studiował
W płochej młodości lata prędkie,
I w obyczaju zacnym chował,
Dom miałbym i posłanie miętkie.
Ale cóż? Gnałem precz od szkoły,
Na lichej pędząc czas zabawie…
Kiedy to piszę dziś, na poły
Omal że serca wnet nie skrwawię…
Gdybym znał, iż publicznej sprawie
Może się to by na co przydać,
Jak mi Bóg miły, byłbym prawie
Sam siebie gotów na śmierć wydać. 

6 komentarzy:

  1. krystynaczarnecka@wp.pl5 sierpnia 2019 21:48

    Bardzo interesująca wycieczka. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Pewnie jeszcze kiedyś tam wrócę. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie się czyta stare wiersze! Poezja ma swoje święto raz do roku w niedalekim miasteczku koło mnie. Odbyła się w ubiegłą sobotę już XXV Noc Poezji, na którą zaprasza się najlepszych polskich aktorów i zespoły grające oraz śpiewające poezję! 6 godzin pięknych słów zawartych w wierszach, przypowieściach, pieśniach, monologach!
    Miód dla duszy! :-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, Fusilko <3 że podzielasz moją sympatię do staroci ;) Wyobrażam sobie jak wspaniale musi być podczas Nocy Poezji. Raj :) Bardzo dużo się dzieje wokół Ciebie. Super :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak świat światem o ludziach i relacjach między nimi wciąż da się opowiadać bardzo podobnie. Można też szukać przenośni typu: rządy a obywatel...
    Chyba jednak wolę współczesne utwory. ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie. Zmieniają się tylko realia i język.
    O rządzie i wyborach cytowałam kiedyś opinię napisaną ponad 80 lat temu, można by pomyśleć, że została napisana wczoraj... może nawet kiedyś ją przypomnę.
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń