20200829

Zaiste człowiek to istota osobliwa

 
 Czytam ci ja sobie plotki, ściśle mówiąc: przeglądam sobie plotki kiedyś przeze mnie przeczytane, a zebrane w okresie międzywojennym przez Boya-Żeleńskiego.
 Jak powszechnie wiadomo przetłumaczył pan Żeleński bardzo wiele dzieł literatury francuskiej. Wpadały mu też w ręce wspomnienia i rozważania różnych ludzi na różne tematy. Przyglądał się powodom zaślubin Marii Leszczyńskiej (córki króla bez królestwa) i Ludwika XV (francuskiego monarchy). Zgłębiał literackie i towarzyskie życie epoki Moliera. Próbował dojść prawdy o Ninon de Lanclos - XVIII-wiecznej damie, według legendy w kolebce obdarzonej przez czarnoksiężnika wieczną pięknością, nazywanej Don Juanem w spódnicy.
 Nie będę wymieniać tytułów książek, które przewinęły się przez ręce Boya-Żeleńskiego. Są wśród nich pamiętniki; niektóre cenię za wiele wciągających ciekawostek, przybliżających ludzkie charaktery, ukryte w cieniu faktów i dat.
 W katolickim piśmie wydawanym przed II. Wojną Światową napisano, że Boy ma "pewne zasługi jako tłumacz Moliera i Pascala, ale te zasługi nikną wobec ogromu szkód, jakie wyrządził, przeszczepiając najszkodliwszych autorów francuskich.  Przełożył pisma autorów potępionych oficjalnie przez Kościół, jak Montaigne'a (wszystkie), Woltera, Diderota, Musseta, a przede wszystkim Honoriusza Balzaka. Tego ostatniego olbrzymią Komedię Ludzką chcą podobno w całości uprzystępnić polskim czytelnikom, ku radości różnych liberalno żydowskich literatów i recenzentów - przed czym ostrzega się wiernych."
 Czy jest jakieś znajome brzmienie w tych słowach? Czy może mój słuch płata figle? Mam ochotę pozostawić to pytanie bez odpowiedzi, ale nie... odpowiem sobie: to nie figle, to powtarzalność zachowań, to chęć narzucania własnych ocen, to ubliżanie czyjejś inteligencji i umiejętności dokonywania wyboru, to nieprzemijająca chęć dyrygowania innymi ludźmi. Głodnych władzy, krążących z otwartymi paszczami - nie ubywa. A moje myśli, jak historia, kołem się toczą...
Zaiste człowiek jest to istota osobliwie lekka,

20200827

Wspomnienia z mojego dreptania ścieżką...

 Moja pamięć po macoszemu traktuje daty. Zbyt często chowają się w jakichś zakamarkach. A ponieważ 31. sierpnia jest światowe święto blogów i blogerów usiłowałam sobie przypomnieć kiedy utworzyłam swoją stronę. Przetrząsanie zakamarków pamięci nie było konieczne. Blogger uprzejmie poinformował mnie: czerwiec - 2014 rok.
 Zaczęło się niewinnie. Miało być krótko i na jeden temat. W internetowym zakątku chciałam obok fragmentów swoich książek opublikować praktyczne informacje dla tych, którzy wybierali się w podróż z moimi opowieściami o Bałkanach.

20200825

Przysięgam, że kawy ci nie zabraknie

 
Opowiadają, że przełożony klasztoru słysząc od wielu pasterzy, że owoc kawy kozy pasące się orzeźwiał, i snu je prawie pozbawiał, pierwszy miał zrobić to doświadczenie na sobie, i innych go nauczył. Inni mniemają, że jeden Mufti chcąc na modlitwie swoich najpobożniejszych przetrwać Derwiszów, zaczął kawy używać.

20200820

Realista optymista

 
 Kalendarz nietypowych świąt przypomina o Światowym Dniu Optymizmu (21 sierpnia). Nie chciałam pominąć tej daty, bo smutnych czarnowidzów nie brakuje na świecie i promowanie optymizmu jest słuszne.
 Jestem przeciwnikiem jakichkolwiek skrajności, a więc widzenie wszystkiego w różowych kolorach wydaje mi się nie do końca rozsądne, stąd tytuł: realista optymista. Czy te dwa określenia gryzą się? Chyba nie. Realista ocenia rzeczywistość na bazie twardych faktów, snuje przypuszczenia (tylko przypuszczenia) dotyczące przyszłości, ale to nie znaczy, że od czasu do czasu nie wypada mu założyć różowych okularów (nawet temu najbardziej twardo stąpającemu po ziemi, nawet wtedy, gdy nad obrazem przyszłości zbierają się czarne chmury), bo wszyscy wiemy, że scenariusze napisane przez Życie bywają zaskakujące, a w niektórych przypadkach zaprzeczające logice.

Nadzieja jest tym upierzonym
Stworzeniem na gałązce
Duszy - co śpiewa melodie
Bez słów i nie milknące -

20200818

Arbuz na rauszu czyli coś dla ochłody

___

 Napisałam w swojej książce "W bałkańskim kociołku", że królem lata mógłby być kapryśny melon, a królową - arbuz (królową, bo w języku bułgarskim arbuz to dinia).
 Arbuza je się pod różnymi postaciami. W upalne dni popularne są mocno schłodzone koktajle, w których "kasza" z arbuza jest bazą, pasuje do niej świeża mięta, sok z cytryny czy limonki, sok z innych owoców (użyłam bułgarskiego słowa "kasza", co oznacza coś zmiażdżonego w blenderze; może "przecier" byłby odpowiednim słowem??).
 Wcale nierzadko królowa lata bywa na rauszu. Już nie pamiętam, czy wspominałam o tym na swojej stronie, na pewno przepis był na stronie magazynu, dla którego od czasu do czasu pisywałam. Chcę pozbierać teksty, które gdzieś tam się pojawiały i z tej "okazji" dziś pijany arbuz

20200817

Księżyc dla Raka, Słońce dla Lwa (skutki flirtu z astrologią)


 Idzie Życie górską ścieżką... z... pod... wdrapuje się, sapie, zwalnia, przyspiesza... jakby nie mogło się obejść bez zadyszki... Tak zdarza mi się od czasu do czasu ponarzekać (z przymrużeniem oka), a mało brakowało, żebym ja (rak-nieborak) powiedziała "dzień dobry" światu w dniach prorokujących szczególną szczęśliwość.
 Przyznam, że nie do końca wiem, co by to znaczyło. Domyślam się tylko, że Życie spacerowałoby sobie bez wysiłku po równinach.
 Żeby ta szczęśliwość przytrafiła się ludzkiej istocie, musi ona urodzić się

20200816

Zastygają w bezruchu, ale nie przestają żyć


"Otóż, jeżeli w skrzynkę zamiast papieru zwykłego włoży się inny, napojony wodą z rozpuszczonego kamienia piekielnego, pomieszanego z innemi jeszcze przetworami chemicznemi, to przez światło odbije się na tym papierze rysunek osoby stojącej naprzeciwko szkła i na nim zostanie, czyli, że promienie słońca narysują na nim twarz owej osoby. Opowiedziałem o tem tylko z większa, bo drobiazgowe opisywanie zajęłoby dużo miejsca i czasu. Dosyć na tem, że słońce robi portrety zupełnie podobne. Sposób robienia takich portretów nazywa się fotografią, a ci co je przygotowują są fotografistami."
Władysław Ludwik Anczyc (1823-1883)
 Fotografie i fotografiści mają swoje święto w sierpniu i dlatego przenoszę się dziś do ich świata. Robię to często, także bez okazji. Już nie raz pokazywałam tu chwile zapisane na papierze okiem aparatu fotograficznego. Niektóre zapisane dawno temu, ale ciągle żywe, niepozbawione mocy wywoływania emocji, snują obrazkową opowieść o przeszłości.

20200811

Godzina świni

  "W bezrozumnym świecie nic nie może być prawdziwym szaleństwem."


- Żeby udowodnić, że oskarżona nie nasłała szczurów, które sprowadziły śmierć na jej sąsiada, chcesz, żeby te szczury powołać na świadków? - zapytał sędzia.
Siedzący obrońca uniósł się lekko i potakująco kiwnął głową.
Głos zabrał oskarżyciel:
- Jak można wyegzekwować taki nakaz? Mamy posłać szeryfów by je aresztowali?
- Nie. Muszą zeznawać z własnej woli - odpowiedział mistrz. Wstał i powoli podchodząc do sędziego z otwartą księgą w dłoniach, cytował:
- Jeśli świadek nie ma stałego miejsca zamieszkania, należy wezwanie umieścić w miejscu publicznym. Wnoszę, żeby wezwania przybić do drzwi stodół i drzew. Niech same się zgłoszą do sądu.
- Proszę rozwiesić wezwania - nakazał sędzia. - Odraczam posiedzenie do jutra. Jeżeli szczury się nie stawią, sąd uzna to za dowód.
Następnego dnia, na kolejnym posiedzeniu zapytał:
- Są świadkowie?
- Nie stawili się - odparł obrońca.
- Ciekawe. Wezwania były napisane wyraźnie?
Potakiwanie odpowiedzialnych za wykonanie sędziowskiego nakazu, nie pozostawiało wątpliwości.
- Wobec tego przegrałeś w tej sprawie - orzekł sędzia, zwracając się do obrońcy.
- Z całym szacunkiem, jeśli wezwany nie może przybyć bezpiecznie, może odrzucić wezwanie. Zwracam uwagę, że wszędzie czyhają wrogowie szczurów: koty i psy, które mają wobec nich najgorsze zamiary. Uważam, że świadkowie mieli prawo odrzucić wezwanie - zapewnił mistrz.

Posługując się dialogami z filmu "Godzina świni" opowiedziałam historię, która wydarzyła się, choć brzmi jak fantasy.  Rzecz dzieje się w średniowieczu, w czasach, gdy na stosach płonęły czarownice i gdy dopuszczano procesy zwierząt (dzieliły loch razem z innymi więźniami). Wychodzono z założenia, że "morderstwo pozostaje morderstwem, niezależnie od tego, czy je popełnił ktoś bezrozumny, czy wykształcona świnia."

20200809

Krowa, koń i małżeństwo

 
 W lipcu wysłałam politykę do diabła i trochę się oderwałam od tej rozczochranej jędzy, z diabelskim uśmiechem na ustach i nosem jak u Pinokia (tak ja ją widzę). Gdzieś wysoko krąży na miotle, ale czasem zniża lot i nie sposób jej nie zauważyć. Nie będę dziś pisać o jej teraźniejszych sztuczkach, ale o tym jak to sobie bestia  dokazywała w przeszłości. Drobnymi kroczkami zmierzała do celu. Coś tam sobie postanowiła i doprowadziła do finału. I w cieniu finału ukryły się jej wcześniejsze kroki, może nawet odchodzą w zapomnienie? Czy warto o nich pamiętać? Czy mają związek z dzisiejszym dniem? Ocenę pozostawiam czytającym.

20200803

Ludzkie zoo



 Od czasu do czasu piszę o jakichś filmach, które obejrzałam. Tym razem do tutejszego filmowego archiwum trafia dokument, na pewno niektórym znany.
 Jest wiele wstydliwych kart w historii świata. Chcę dziś przypomnieć o jednej, zapisanej na przełomie XIX/XX wieku. Chcę przypomnieć o ogrodach zoologicznych i światowych wystawach, na których zamkniętych w klatkach ludzi pokazywano ludziom. Taka sytuacja na pewno się nie powtórzy, ale przecież nie przestały istnieć podziały na lepszych i gorszych, nie-dzikusów i dzikusów. Nie przestali istnieć tacy, którzy "innych" nie tolerują, dopuszczają wobec nich brutalność, jakby ci "inni" byli pozbawieni ludzkich odczuć, jakby byli podludźmi...
 Inni (przywożeni do Europy głównie z Afryki) stali się atrakcją dziewiętnastowiecznych ogrodów zoologicznych.