20210824

Nie masz cwaniaka nad warszawiaka

 
 Nie przyznawałam się tu kiedyś do posiadania małego diablika**, ale może rzeczywiście tkwi on we mnie (nie na usteczkach, ale może w głębi duszy?) i może to on od zawsze kusi do zagłębiania się w jakichś szczegółach z życia ludzi, także z mojego rodzinnego miasta. I nie mam na myśli encyklopedycznej historii. 
 Niewykluczone, że właśnie teraz diablik mały podpowiada: zdrowa ciekawość nie jest wadą... i każe mi zajrzeć do mieszkanka warszawskiego dziennikarza skazanego przez przeziębienie na siedzenie w domu. Co robić w 1878 roku, w którym słowa: "internet" czy "telewizja" jeszcze nie istnieją?
 Zmęczony czytaniem, narażony na ból szczęki wywołany nieustannym ziewaniem, młody człowiek stanął w oknie. Na zamknięte, małe podwórko-studnię wtoczył się kataryniarz lewą ręką kręcący korbką, z nadgryzioną parówką w prawej dłoni. Żal kucharek i dzieci odprowadził go do bramy, po krótkim koncercie.
 Dość szybko pustkę na "scenie" zapełniło rodzeństwo: śpiewająca siostra i akompaniujący jej brat z czerwono-fioletowym nosem. Tę parę od kilku lat zna cała Warszawa. Ona wykonuje zawsze jedną i tę samą piosenkę, ale (o dziwo!) pomimo ubogiego repertuaru i takich sobie wokalnych umiejętności, chyba żyje się im całkiem nieźle.
___
___

 
 J. I. Kraszewski w swojej wzruszającej, XIX-wiecznej powieści "Czarna perełka" napisał: W tej serdecznej Warszawie, wśród świetnego i widocznego życia, ileż to się odgrywało dramatów na strychu i tragedii po poddaszach, których żadne nie oglądało oko… Te dramaty na poddaszach i w suterenach miały swój ciąg dalszy i w XX wieku, ale nie chcę dziś opowiadać smętnych historii, chcę przywołać specyficzny klimat, chłopaków z ferajny, uśmiechających się pomimo ubóstwa i apaszów lat 20. i 30., na których nader chętnie spoglądali satyrycy.

Jam jest ten Felek z Obozowej,
Apasz Warszawy, wszak znacie mnie,
Zna mnie na wylot dzielnicowy,
No i kryminał - to się wie!
Bo apasz to jest nocy król,
Nie dba o życie, bo co mu tam,
Gdy w pierś otrzyma kilka kul
Zginie ze świata - ot, cały kram.
A kiedy portfel pełen jest
To w kabaretach wiodę prym,
Mam do zabawy śmiały giest
I wszędzie dobrze jest mi z tym.
Bo apasz to zabawy król,
Przed nim też każdy respekt ma.
Gdy tylko powie: - Gębę stul! -
Najodważniejszy nura da.
Gdy nocka ciemna pokryje świat
Już na spacerek wybieram się.
Majcher wystarczy, bo jestem chwat,
A forsa także przyda się mnie.

 Na warszawskim Czerniakowie "boso, ale w ostrogach" przeżył swoją młodość Stanisław Grzesiuk. Jego książka – pamiętnik chłopaka z ferajny to niepozbawiony humoru, obraz życia w dzielnicy biedy, w przedwojennej Warszawie, w środowisku żyjącym według własnego, niepisanego kodeksu. Czerniakowski klimat jest w wyśpiewanych przez Grzesiuka opowiastkach o klawej Helce, apaszu Staśku czy morowym Felku i oczywiście w piosence o charakternym cwaniaku warszawiaku, co to na stolicę złego słowa powiedzieć nie da: my, warszawiacy, jesteśmy tacy, kto nam na odcisk, to już Hiszpan - zimny trup...

 
 Różne dzielnice Warszawy miały różny klimat, Stanisław Grzesiuk opisał środowisko, które doskonale znał "od podszewki". Czytałam jego książki dawno temu, wiem, że w ostatnich latach wydano je ponownie. I "Boso, ale w ostrogach", i "Pięć lat kacetu" - pięć lat w obozach koncentracyjnych, pięć lat życia warszawskiego cwaniaka, który przeżył i rzeczywistość obozową opisuje w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób. Dopełnieniem autobiografii Grzesiuka jest książka "Na marginesie życia".

 
 ** Wywołany na wstępie diablik mały wciąż wyglądający z usteczek koralowych pojawił się tu przy okazji opinii pewnego pana o bestyjkach warszawiankach, złośliwych jakby żmijki...

8 komentarzy:

  1. Grzesiuk na stałe będzie związany z dawną Warszawą, podobnie jak Stefan Wiechecki, choć każdy z nich inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiech tez na swój sposób. On podglądał i naśladował warszawski slang, dodając do tego własne specyficzne poczucie humoru.
    Dla mnie nie ulega wątpliwości, że jest sklejony ze starą Warszawą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie mam wątpliwości, że Wiech jest sklejony z Warszawą, ale...
      Pisząc, że Grzesiuk był prawdziwy miałam na myśli to, że Wiech tworzył misz-masz, mieszał slangi z różnych dzielnic i środowisk, a nawet dodawał do nich własne, językowe pomysły.

      Usuń
  3. W dzieciństwie bardzo często słuchałam Grzesiuka! Rodzice mieli niezłą kolekcję płyt "warszawskich". Zawsze mnie w jakiś sposób fascynował!
    Część piosenek się nauczyłam i śpiewałam razem z nim! Ale to było dawno, dawno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale na pewno nie zapomniałaś całkowicie. Mam nadzieję, że miło było Ci wrócić do tych wspomnień.
      Grzesiuk wydaje mi się niepowtarzalny.
      😘

      Usuń