Epidemia - słowo takie sobie, nawet całkiem nieźle brzmi. To, co potrafi się pod nim ukryć... brrr!... wywołuje dreszcze. Zarazy wszelakie gnębiące ludzkość kojarzą się głównie z ciałem, a przecież dolegliwościami umysłu też można się zarazić. Powagi lekarskie potwierdzają ten fakt w różnych dziełkach o historii psychiatrii. W bardzo przystępny sposób, ceniony profesor Andrzej Janikowski, napisał obszerny artykuł "O epidemiach chorób umysłowych". Pewnie nie wspomniałabym o nim ani słówkiem, gdyby nie zaintrygowały mnie niektóre objawy... skąd ja to znam? - pomyślałam...
Opowiedział profesor o pewnej pasterce, co to mówić mogła przez trzy godziny non-stop, wpadała przy tym w zachwyt (może nad własnymi słowami?) i tak mocno wsłuchiwała się w siebie, że nic a nic nie słyszała, nawet głośne wołanie czy podszczypywanie nie były w stanie przerwać jej perory. W tym momencie nasunęło się skojarzenie... Taki słowotok nie raz miałam nieprzyjemność słyszeć, a nawet widzieć na szklanym ekranie... czyżby to?... eee, chyba nie?
Wracając do pasterki, tak się dziewczyna rozochociła