20210712

Była konfrontacja, są refleksje

 
  Zdarza się czasem, że  rośnie w oczach to i owo skonfrontowane z czymś bardzo kiepskim. Co mnie podkusiło, żeby bawić się w konfrontację? Nie wiem. Na pewno zaskoczyły mnie jej efekty, aż się prosiły, żeby je zapisać.

Trzy siostry
 Najstarsza była bardzo ofiarna, jeśli jej wkład ograniczał się do chodzenia i gadania, i nikt lepiej od niej nie umiał nakłaniać innych do hojności, lecz podobnie jak lubiła rządzić, lubiła swoje pieniądze i równie dobrze potrafiła oszczędzać własne, jak wydawać cudze.
 Druga z sióstr, Maria Ward miała szczęście zdobyć serce sir Thomasa Bertrama z Mansfield Park  i tym samym dostąpić godności żony baroneta żyjącej w dostatku i wygodzie, jakie zapewnia piękny dom i pokaźny dochód. Lady Bertram należała do osób, które uważają, że tylko im może się przydarzyć coś niebezpiecznego, trudnego czy męczącego.
 Po ślubie Marii najstarsza panna Ward doszła do wniosku, iż winna poczuć skłonność do wielebnego pastora Norrisa, zaprzyjaźnionego z sir Thomasem, który mógł sobie pozwolić na ofiarowanie przyjacielowi stałej intraty w postaci prebendy.
 Panna Frances, trzecia siostra, wyszła za mąż na przekór rodzinie, zdecydowała się bowiem na porucznika marynarki, bez wykształcenia, majątku czy koneksji, skazała się tym samym na wieczne kłopoty i biedę.
 Z mezaliansowego związku urodziło się kilkoro dzieci, była wśród nich Fanny. Gdy skończyła dziesięć lat trafiła do posiadłości Mansfield Park, pod opiekę wujostwa. Na swój wiek nieduża, pragnąca skryć się przed ludzką uwagą, wydawała się nieporadna, lecz nie było w niej pospolitości; głos miała słodki, a gdy mówiła, buzia jej wydawała się całkiem ładna.
 Poza najstarszą ciotką, pozostała część rodziny traktowała ją życzliwie. Sir Thomas zamierzał zapewnić dziewczynce właściwe wykształcenie i uważał się za zobowiązanego do zapewnienia jej w przyszłości, gdyby nie wyszła za mąż, warunków należnych kobiecie z dobrej rodziny.
 Zamkniętej w sobie Fanny najwięcej uwagi poświęcał młodszy syn Bertramów, który odkrył, że nie jest ona głupiutką istotką i kryje w sobie wiele talentów.

 Wszystkie te osoby są postaciami, które stworzyła i właśnie tak opisała Jane Austen, na potrzeby swojej powieści "Mansfield Park". Książki tej pisarki, od XIX wieku, cieszą się nieprzerwanym zainteresowaniem czytelników, a więc nic dziwnego, że doczekały się kilku ekranizacji. Przeczytałam wszystkie, lubię je za lekkość, naturalność, za umiejętnie nakreślone różne osobowości i za dawki romantyzmu w każdej. Nie ma w nich fałszywej cukierkowości czy skrajnego melodramatyzmu.
 Do historii Fanny wracam czasem, także do wersji filmowej z 1983 roku. Uważam ją za dobrą, chociaż jak wiadomo, z ekranizacjami bywa różnie, zdarza się, że aktorzy nie mają nic wspólnego z wizją osoby powstałą podczas czytania i to miewa wpływ na ocenę.
 Podkusiło mnie zobaczyć film z 2007 roku, zanim zapiszę po-konfrontacyjne refleksje, kilka słów...
 

O Fanny książkowej i filmowej
moda paryska z 1820 r.

 Wierzę, że ludzkie wnętrze nadaje ton urodzie. Wierzę, że w większości ludzi jest piękno, które przymioty duszy potrafią umiejętnie wyeksponować, tuszując nim niedoskonałości zewnętrznej powłoki.
 Jakiejś garstce widoczne piętno odciska brzydota duszy. Efekt? Odpychającym może się stać ktoś z idealnym wyglądem, w stu procentach odpowiadającym kanonowi urody obowiązującemu w konkretnym zakątku świata.
 Odtwórczyni roli Fanny jest gdzieś w środku. Ani ładna, ani brzydka. Brak jej ciepła książkowej panny Price. Jej wybór był chybiony, mnie nie przekonała swoją grą.
 Na pewno się starała i bardzo, bardzo, bardzo doceniłam jej starania po obejrzeniu "Mansfield Park" z 2007 roku. Sama sobie się dziwię, że wytrwałam do końca denerwującego wręcz spektaklu. Główna bohaterka jest przeciwieństwem chorobliwie nieśmiałej, delikatnej, taktownej Fanny stworzonej przez Jane Austen. Z butą na twarzy, wiecznie rozczochrana i biegająca, całkowicie pozbawiona dobrych manier (żałosna!), sprawiła, że gdyby ktoś zapytał mnie, czy film wart obejrzenia, odpowiedziałabym: Nie! I nie tylko z tego jednego, wymienionego powodu.
 Uważam, że scenarzysta i reżyser zdecydowani zekranizować powieść z innej epoki (zdecydowani nie przenosić jej w czasie), powinni zadbać o klimat, o pokazanie prawdziwego jej obrazu, ze strojami, wyglądem i zachowaniami kiedyś obowiązującymi. W końcu to jakaś dawka wiedzy, której oczekuje odbiorca - to oczywiście moje bardzo subiektywne odczucie...
 


 
 
Czarno-białe obrazy w tekście są ilustracjami Hugh Thomson'a z 1896 roku, z angielskiego wydania powieści "Rozważna i romantyczna" Jane Austen.

"Mansfield Park" z 1983 roku - polecam, ekranizacja wierna książce, nominowana do nagrody BAFTA w kategorii Najlepsze kostiumy; jest to miniserial składający się z 6. odcinków; w roli Fanny - Sylvestra Le Touzel.
"Mansfield Park" z 2007 roku - kiepski scenariusz, kiepski film; w roli Fanny - Billie Piper, wątpię w to, że przeczytała książkę, wygląda też na to, że nie wie nic o epoce, w której na chwilę ją ulokowano. 
 
Filmowa Fanny (Sylvestra Le Touzel) w ekranizacji z 1983 r. podczas swojego pierwszego balu, który wydał dla niej wuj. 

4 komentarze:

  1. Jeszcze jeden przykład na to, że książki są nieporównywalnie lepsze niż ich ekranizacje. Co prawda mogłabym podać udane przeniesienia na ekran, ale...
    Czemu tak długo trzeba było czekać na Twoją nową notkę?
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba rzeczywiście ekranizacja to nie to samo, co książka, chociaż tę z 83 r. można uznać za udaną.
      Ja czytając Trylogię Goldinga wyobrażałam sobie, że mógłby być z niej piękny film, a jak po latach trafiłam na ekranizację... wielkie rozczarowanie.
      Lubię produkcje BBC, są dość wierne powieściom i zwykle dobrze zrobione.
      A co do pisaniowego lenistwa... winę ponosi mój organizm, funduje mi niemiłe niespodzianki, już nawet nie chce mi się z nim dogadywać...
      Moc serdeczności 😘

      Usuń