20191104

Najlepszy sposób na wampira?

 Początek listopada chyba wszystkim kojarzy się ze świętem tych, którzy odeszli. Ludzie masowo odwiedzający groby to widok dobrze znany nie tylko mieszkańcom Polski. Zdarzyło mi się w tym czasie być na Węgrzech i nie zauważyłam różnicy; widziałam zamknięte ulice wokół cmentarzy, prowizoryczne kramy i tłumy ludzi. Węgrzy mieli pierwszy dzień miesiąca także wolny od pracy. To samo święto jest też na Bałkanach, tyle że tu obchodzi się je zawsze w pierwszą sobotę listopada (i nie jest to jedyne święto zmarłych w ciągu roku). O tym jak wygląda wizyta na cmentarzu w te dni (i nie tylko) już pisałam, a dziś kilka słów o tych, których śmierć nie oznaczała odejścia, a jedynym sposobem zabezpieczenia się przed ich niepożądanym powrotem było przebicie zwłok kołkiem. Okazuje się, że wampiry, zmora minionych wieków, nie przestają intrygować i mogą być świetną atrakcją turystyczną.

Przed wiekami w Bułgarii
 Dwa tysiące lat temu był tu kurort otoczony dziewiczą przyrodą. W willach z pokojami zdobionymi freskami i sztukaterią, z wewnętrznymi dziedzińcami otoczonymi rzeźbionymi kolumnami, bogacze leczyli się źródłami mineralnymi i rozkoszowali się pejzażami. O istnieniu miasta przypominają pozostałości amfiteatru i domów z pierwszych czterech wieków naszej ery. Na zachowanych mozaikach podłogowych sceny z mitologii nie przestały się wspaniale prezentować.


Dziś
 Od lat 50-tych XX wieku, w miejscu antycznego kurortu, powstawały zakłady chemiczne produkujące m.in. cement i nawozy sztuczne. Otaczają je białe skały wapienne, wykorzystywane przez przemysł i źródła mineralne zaopatrujące miasto w wodę. Surowiec jest dostarczany wagonikami przesuwającymi się po linach - nad głowami pokonujących trasę Ruse-Varna. Dziś miasto jest zrujnowane razem z całą okolicą i zagrożone katastrofą ekologiczną, w ostatnich latach zostało opuszczone przez bardzo wielu mieszkańców. W pustych blokach przybywa dzikich lokatorów. Są to głównie Romowie, z którymi władze nie radzą sobie najlepiej.
 Biura turystyczne z Europy Zachodniej przywożą tu autokarami turystów, którzy wprawdzie odwiedzają muzeum, ale przyjeżdżają głównie z powodu wampirów. Krążą opowieści o żyjących tu w przeszłości krwiopijcach i ich pogromcach i o tym, że znajdujące się w pobliżu jezioro nazywano jeziorem wampirów. Jest to wymyślona informacja, która zaczęła żyć swoim własnym życiem. Pozytywem jest to, że dzięki oryginalnej plotce, wspaniałe posadzki z czasów antycznych mają przed kim (od czasu do czasu) błysnąć urodą.

Cmentarz wampirów
 Prawdziwa dzielnica wampirów istnieje w innym bułgarskim mieście. Na jej terenie odkryto setki grobów ludzi przekłutych po śmierci. Wiadomo na pewno, że nie wszyscy byli wampirami, bo w minionych wiekach obowiązywała także profilaktyka. Każdy człowiek posiadający nie najlepszy charakter za życia, mógł stać się po śmierci wampirem, a więc na wszelki wypadek organizowano mu pochówek przynależny krwawym istotom. Podejrzany był także nieznany podróżny, któremu zdarzyło się skończyć tu życie. Potencjalnego wampira przekłuwano, układano wokół niego gałęzie ciernistych krzewów i ciało pozostawiano na jedną noc w cerkwi.
 Biorąc pod uwagę liczbę wampirzych grobów, należy uznać, że mieszkańcy (wtedy) wsi byli niezwykle ostrożni i zapobiegliwi.

Epidemii wampiryzmu było w Europie kilka
 W 1864 roku pisano w gazecie polskiej: Od dawna już utrzymywała się między ludem w różnych krajach wiara, że diabeł, ino że na niejaki czas, może ożywić trupa. Wierzono w to w wieku XVII w Anglii, wierzono także w Irlandii i Danii, a zarazem, że najlepszym środkiem zapobieżenia, aby umarły przestał chodzić, jest spalenie go, albo ucięcie mu głowy, lub przybicie palem ciała jego do ziemi, skąd poszły tysiączne znieważania grobów. Szczególną odmianą takiej spektropatii jest wampiryzm, który panował w Polsce w XVII wieku. Pisze o nim Don Calmet, podług którego upiory i wampiry, powstawszy z grobu, chodzą od południa do północy i w takiej ilości wysysają krew z ludzi żyjących, że ta wypływa im potem ustami, nosem i uszami. Głód, którego upiory doznają, skłania je także do zjadania bielizny znajdującej się obok nich w trumnie. Najwięcej dręczą upiory w nocy krewnych swoich, albo przyjaciół i wysysają z nich krew, co pociąga za sobą wielkie ich osłabienie, albo pozbawia ich życia. Nie ogranicza się to do jednej osoby, ale zwykle rozciąga się do całej familii, chyba, że się złemu zapobieży odcięciem głowy upiorowi, albo otwarciem mu serca. Upiora poznać można po tem: ciało jego jest giętkie, nabrzmiałe i czerwone, chociaż od dawna pochowane zostało. (...) Za najlepszy sposób uważa się odcięcie mu głowy motyką lub spalenie go i rozwianie popiołów na cztery wiatry, przebiwszy poprzednio serce osikowym kołem, jak to jeszcze u nas, za świadectwem Czackiego, w początkach naszego stulecia robiono.

 Tym makabrycznym opisem zakończę, dodam jeszcze tylko, że chyba najsłynniejszym wampirem w Bułgarii stał się pewien pan, którego twarz zrekonstruowano na podstawie szczątków znalezionych w grobie i wystawiono w muzeum. Napisałam najsłynniejszym, ponieważ przyjeżdżały go obejrzeć liczne grupy japońskich turystów.
 Historie, które opowiedziałam powyżej (z wyjątkiem cytatu z gazety polskiej) są fragmentem jednej z moich książek o Bułgarii. W najnowszej książce ("W bałkańskim kociołku") wspomniałam o tym jak święta zmarłych obchodzi się na Bałkanach i o słodkiej potrawie z pszenicy, towarzyszącej tym świętom w Bułgarii, czy w Grecji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz