20210514

O sugestiach pouczacza, szeryfach-aniołkach i zbirach, których nie było


 Westerny - filmy, których akcja osadzona jest na Dzikim Zachodzie (tak wynika z definicji), bohaterami są kowboje, ale nie tylko, bo Dziki Zachód to też Indianie - rdzenna ludność. Westerny, jak każdy gatunek filmów, można podzielić na kiepskie i dobre. Wiele z nich opiera się na faktach historycznych - także tych, które są wstydliwe dla białych mieszkańców Ameryki.
 Scenariusze pisali i piszą ludzie o różnych poglądach i charakterach, ale w żadnym razie nie można powiedzieć, że nie ma wśród nich sympatyków prawdy, starających się patrzeć obiektywnie (i to wcale nie są wyjątki, nie można powiedzieć, że stanowią mniejszość). Zanim wyjaśnię dlaczego zaczęłam od tego wywodu, chciałabym dać przykład.
 "Jesień Czejenów" - film z 1964 roku oparty na faktach z 1878-79 roku. Indianie zepchnięci do rezerwatu doświadczają nędzy i głodu. Rząd USA nie dotrzymuje zawartych umów. Uciekają więc, ale powrót na dawne tereny okazuje się morderczym wysiłkiem. Część z nich wraca - większość zostaje brutalnie zamordowana. (Film Johna Forda nominowany do Oscara.)
 "Czarna kawaleria" (tytuł oryginalny: Buffalo Soldiers) z 1997 roku. Sierżant Wyatt (Dany Glover) dowodzący oddziałem czarnoskórych kawalerzystów, dostaje zadanie: schwytać walczących z białymi Apaczów pod wodzą Vittorio. Byłym niewolnikom udaje się, dochodzi do rozmowy sierżanta z Indianinem przywódcą...
 9 regiment afroamerykańskiej kawalerii, któremu nadano przydomek Buffalo Soldiers, istniał naprawdę. Vittorio to też postać autentyczna, co oczywiście nie oznacza, że scenariusz jest całkowicie pozbawiony fikcji literackiej.
 
Buffalo Soldiers (Buffalo - bawół) zdjęcie archiwalne (domena publiczna)

 W obu filmach nic nie jest czarno-białe. Pojawia się cała gama charakterów, po obu stronach konfliktu są dobrzy i źli, mądrzy i głupcy. Bohaterowie przeżywają wewnętrzne dylematy, często nie do pozazdroszczenia.
___

 Oglądam bardzo różne gatunki filmów, z westernów wybieram te, które pokazują coś więcej, niż tylko bijatyki i pojedynki rewolwerowców, ale to oczywiście kwestia gustu. Każdy ma prawo oglądać to, co lubi, ale czy powinien wypowiadać się autorytatywnie o czymś, o czym mało wie? Moim zdaniem nie.
 
  Piszę o tym, bo przeczytałam komentarz, z którego wynika, że amerykańskie westerny to "propagandowe produkcyjniaki" mające przekonać, że na Dzikim Zachodzie "pełno było prawych, nieprzekupnych szeryfów" przeciw nielicznym złym ludziom. I na koniec pouczenie jak odnosić się do amerykańskich produkcji: "ich filmy z westernami włącznie traktować jako bajki. I do tego propagandowe".  
 Wbrew tej opinii z bardzo wielu tych "produkcyjniaków" jednoznacznie wynika, że "złych" było co niemiara (także wśród szeryfów i bogatych farmerów) i egzekwowanie prawa było wręcz bardzo trudne (użyłam sformułowania "bardzo wielu", bo żeby ważyć obiektywizm pisarzy i scenarzystów trzeba by zobaczyć wszystkie filmy i policzyć ile z nich pokazuje rzeczywistość w krzywym zwierciadle).
 Niewątpliwie wypowiadacz-pouczacz niewiele widział, pewnie by się zdziwił gdyby zobaczył jak długa jest lista tytułów zaprzeczających tej "prawdzie" objawionej światu ("prawdzie" dotyczącej wszystkich amerykańskich produkcji - nie tylko westernów, na których się skupiłam).
 Po krótkim ha! ha! ha! zastanawiałam się: machnąć ręką, czy odnieść się do przekłamań. Sama sobie odpowiedziałam: Tak! warto się odnieść, bo brak odpowiedzialności za słowo szerzy się jak zaraza. Ze "specem" od kina made in USA nie podjęłam i nie zamierzam podejmować jakiejkolwiek dyskusji. "Amerykańskie produkcyjniaki" stały się przypadkowym pretekstem, żeby wyrzucić z siebie kilka myśli. Są tylko przykładem na to jak łatwo przypinać łatki, jak łatwo obrażać innych (w tym przypadku rzetelnych autorów/twórców). To nie boli, prawda? Nie boli, bo dotyczy innych.
 Generalizowanie na wątłej podstawie bardzo mnie drażni i uważam, że wyrządza zło, bo wielu ludzi bezkrytycznie przyjmuje do wiadomości "fakty" (nie konfrontuje ich z faktami) i powtarza zasłyszane opinie niekompetentnych osób.
 W mediach potok kłamliwych słów płynie... niektórych oburza brak reakcji dziennikarzy; ci sami oburzeni w podobnej sytuacji, w codziennym życiu, wzruszają ramionami i idą dalej...
 Niby wiedzą, że milczenie jest przyzwoleniem, a nawet zachętą, a jednak...
 

4 komentarze:

  1. Jako 12-latka uwielbiałam westerny! Do czasu, gdy dorosłam i czytałam jakby zupełnie inną historię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, Fusilko, jakie i ile westernów oglądałaś, ale pod tym określeniem kryje się wiele filmów pokazujących fakty z historii zawłaszczania Dzikiego Zachodu i nie jest tak, że one wszystkie albo w większości wybielają białych osadników, którzy gdzieniegdzie z okrucieństwem traktowali także przybyszów z Europy (tych, którzy później przybywali). To nie są piękne karty w historii USA, ale są pokazywane. W każdym kraju na świecie są produkcje różne. Ja nie jestem fanką Ameryki, nie mam powodów, żeby bronić czyjejś twórczości. Po prostu uważam, że nie należy opowiadać bajek po obejrzeniu iluś tam filmów na chybił-trafił - stąd mój dzisiejszy wpis. Rozumiałabym, gdyby ten ktoś napisał: westerny, które ja widziałem oceniam tak czy siak.
      Oj, chyba powtarzam to, co już napisałam w swoich wywodach...
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Wiem, co Cię sprowokowało do tej notki. Mnie wypowiedź W. aż tak bardzo nie zabolała. Skomentowałam jedynie, że są filmy dobre i złe, ale niewątpliwie masz rację: wszelkie generalizowanie nie jest w porządku. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabolała to może nie najlepsze słowo, po prostu denerwują mnie wypowiedzi aroganckich ignorantów. Komentarz dotyczył wszystkich filmów (nie tylko westernów), a więc także tych dobrze znanych tytułów, "Green Book", "Zniewolony", "Wojny w Pentagonie", tysiące filmów o mafii powiązanej ze światem polityki... Czy to są propagandowe produkcyjniaki? Uważam, że kłamstwa zasługują na potępienie. To nie jest problem dotyczący tej jednej osoby, czy tej jednej wypowiedzi. Brak odpowiedzialności za słowo to jest szerszy problem - nie powinien być lekceważony.
      Pozdrawiam.

      Usuń