20220720

Całkiem przypadkowo o Indianinie i jaskini skarbów


 Zaczęłam dziś od wpisania tytułu. Zostawiam go, choć chyba powinien brzmieć: Całkiem nieprzypadkowo o pewnym Indianinie i jaskini skarbów. 
 Przypadkowo było u Fuscili (o Indianach), a ja (po przeczytaniu) przypomniałam sobie, że czytałam kiedyś o mieszkającym w Polsce Indianinie i postanowiłam przejrzeć swoje notatki, i znalazłam. 
 To były inne czasy, niektórzy cudzoziemcy mocno intrygowali. Prawdziwa egzotyczna Warszawa - pisano - to synowie Chin i Japonii, ba, nawet dalekich preryj Ameryki, którzy dziwnemi kolejami losu znaleźli się w Polsce i osiedlili w stolicy.
 "Rasowy Indianin" (jak go określono), o regularnych rysach, z wystającymi kościami policzkowymi, z bardzo czarnymi włosami i oczami, i z żółtawą cerą, w latach 30. XX wieku budził zainteresowanie. 
 Dziennikarz przeprowadzający z nim wywiad był nieco rozczarowany, gdy poproszony o pokazanie się w stroju ze swojego kraju, nie pojawił się w kolorowym pióropuszu, ani też z wieńcem skalpów, a w dużym kapeluszu i wąskich spodniach przypominających góralskie. Dopełnieniem ubioru było ponczo w brązowe pasy, wyglądające jak ręcznie tkany kilim, z dziurą na głowę. 
 Urodził się w małej wiosce w Kordylierach. Był synem rolników uprawiających zboża i kukurydzę. Jako dziecko poznał prowadzącego warsztat mechaniczny inżyniera Polaka, który traktował go jak własne dziecko. Chłopiec szybko nauczył się biegle mówić po polsku i równie szybko zdobywał wiedzę. 
 Gdy zmarli rodzice (miał wtedy 18 lat), a polski opiekun wracał na stałe do swojego kraju, poprosił, żeby mógł jechać razem z nim. Był do niego szczerze przywiązany i pociągały go dziwy Europy, nęcił nieznany świat.
- Co pana u nas najwięcej uderzyło? - pytał dziennikarz.
- Ach, naturalnie śnieg. To było cudowne, śnieg tak blisko, że wystarczy rękę wyciągnąć, by go dotknąć. W Kordylierach także widziałem śnieg, ale tylko z daleka, na niedostępnych szczytach. Na wysokości naszej wioski (500 m. nad poziomem morza) pada tylko deszcz przez trzy miesiące w roku. Pierwsza zima była dla mnie bardzo ciężka. Nie mogłem się przyzwyczaić do tutejszego klimatu, wyjeżdżałem do Afryki na kurację. Ale teraz już największy mróz mi nie szkodzi. Chodzę na ślizgawkę, która jest naprawdę wspaniałą rozrywką!
 Dzięki opiekunowi Indianin ukończył w Warszawie szkołę samochodowo-lotniczą. Po ośmiu latach pobytu w Polsce opowiadał: 
 - Objechałem już wiele miast, ale najpiękniejsza jest Gdynia. Widziałem różne porty, byłem w Marsylii, Bordeaux, portach afrykańskich, lecz polskie wybrzeże morskie wydaje mi się najbardziej malownicze, a urządzenia portowe są naprawdę wspaniałe. Znam całe Pomorze, gdyż byłem na obozie Przysposobienia Obronnego w Lidzbarku i okolicach. Mam odznakę P. W. i cieszę się, że po przyjęciu obywatelstwa polskiego przejdę służbę wojskową. Bardzo mnie to pociąga. Dobrze mi w Polsce, okazano mi tu dużo serca. Nie, nie wrócę do Ameryki. Przestałem już nawet tęsknić.
 Taka jest w wielkim skrócie zwykła i niezwykła historia polskiego Indianina. Podczas gdy jego ciągnęło do Europy, wielu Europejczyków nęciły podróże do Ameryki po indiańskie skarby.
 
 
 W tych samych latach 30. XX wieku krążyły legendy o skarbach Majów ukrytych przed Hiszpanami.
 W grudniu 1933 roku zmarł stary Indianin, w którego chacie znaleziono kilka 'kipusów'. Nabył je Włoch, Ettore Torelli, poszukiwacz przygód, wałęsający się po Ekwadorze. Znajomym sugerował, że potrafił odczytać kipu - pismo na sznurze (na każdym 'kipusie' były węzły oznaczające cyfry, litery, a niektóre nawet całe słowa). Torelli dawał do zrozumienia, że wkrótce zostanie milionerem.
 Po niespełna dwóch miesiącach zniknął, a trochę później kilku Indian widziało go w towarzystwie czterech metysów, w pobliżu źródła rzeki Rio Napo, u podnóża wulkanu Cotopaxi. Od tej chwili słuch po nim zaginął.
 Trzy lata po tym fakcie, do jaskini w tym samym rejonie dotarł geolog Jose Mendes. Zapewne nie spodziewał się, że dokona makabrycznego odkrycia.
 Nie trudno wyobrazić sobie, co czuł, gdy idąc powoli, prawie w ciemnościach, natknął się na dwa ludzkie szkielety. To go nie powstrzymało. Szedł dalej. Kolejne siedem szkieletów leżało u stóp ścian jaskini. 
 Mendes twierdził (tak donosiła prasa w owym czasie), że na odcinku, który przeszedł doliczył się 65. poszukiwaczy legendarnego bogactwa, którzy weszli do jaskini z nadzieją i pozostali w niej na zawsze. Na to, że jednym z nich był Ettore Torelli wskazuje znaleziony tam list zaadresowany do niego i 'kipus', który miał być przepustką do skarbu. 
 Gdzieś w głębi, Mendes ujrzał ciężkie drzwi, z wielką klamką. Przyjrzał się jej uważnie i dostrzegł malutkie, niebieskawe, sterczące szpilki, zapewne nasączone trucizną. To ona miała zabić tych, którzy pragnęli sięgnąć po indiański skarb.
 Olbrzymie wrota były otwarte. Ukryta komnata - pusta. Tajemnicę tego, co działo się w jaskini znają tylko skalne ściany.
 ©
___
___
 
 Fuscila napisała o mężczyźnie podającym się za Indianina, bardzo znanym w Polsce jako Sat-Okh. Tu jest ta historia (--> 'Indianie przypomnieni całkiem przypadkowo' - Fuscila). Bardzo mnie zaintrygowała, bo wcześniej nie słyszałam o tej interesującej postaci. 
 Czy jest prawdziwa? Czy jest tylko stworzoną legendą? Do istniejących dokumentów sięgnął dziennikarz i reportażysta Dariusz Rosiak. Wyniki swojego śledztwa opisał w książce Biało-czerwony. Tajemnica Sat-Okha. Na ile jest ona rzetelna? Niewiele wiem o autorze i nie czytałam książki, nie mogę więc wypowiadać się na temat logiki jego twierdzeń, niewątpliwie nie jest on jedyną osobą podważającą pochodzenie Sat-Okh'a. Podobno fakty nie potwierdzają wielu wydarzeń z jego opowieści. Więcej o szczegółach opowiedział Dariusz Rosiak w wywiadzie dla Onetu (-->).
 Próbowałam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy obalanie mitów ma sens w każdym przypadku. Chyba jednak nie. W której grupie powinien być Sat-Okh?
___
___
 
Obrazy w tekście: Indianie. Colorado. Autor: Albert Racinet (1825-1893)
 ___ 
 

Czytaj także:
prawdziwa, niezwykła historia związana z Indianami.

7 komentarzy:

  1. Czasami bajki stają się częścią historii . Ciekawa postać .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, historia potrafi być elastyczna. ;) Wielu pisarzy i artystów tworzyło mity wokół własnego życiorysu. Myślę, że skoro w niektórych takich przypadkach nikomu nie szkodzili, można ich rozgrzeszyć. ;)

      Usuń
    2. Gdzieś - nie pamiętam kiedy i gdzie - wyczytałam, że to o czym pisał Sat-Okh, okazało się prawdą. Moja koleżanka, mieszkająca obecnie w Niemczech , a wcześniej w Gdyni, także o tym wspomniała w sms-ie do mnie.
      Pierwszy raz o Sat-Okh pisałam kilka dobrych lat temu na Bloxie!

      Usuń
    3. Ja o nim wcześniej nie słyszałam, teraz wiem, że mocno przyczynił się do szerzenia kultury Indian. Myślę, że to zasługa.
      Tak jak wspomniałam nie czytałam książki, ale wydaje mi się zastanawiające to, że opinii autora tej publikacji nie podzielają wszyscy. Rzekomo powołuje się na fakty...

      Usuń
  2. Dwa razy pisałam komentarz i znów nic. Chyba w spam wleciał!
    A podkreśliłam ze to ma być fuscila! Wrrr!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuscilko, komentarz jest. :) I wcześniejszy też - Anonimowy, ale troszeczkę się domyślałam, że to TY. :)

      Usuń
    2. Wróciłam jeszcze do komentarzy, sprawdziłam też w spamie (chociaż staram się to robić na bieżąco) i nie ma nic ponadto, co tu opublikowane. A teraz pomyślałam, że może chodziło Ci o moją ostatnią "wpisaninkę" (Indianin jest przedostatni). Pod nią nie ma nic (jeśli o nią chodziło).
      Buziaczki :)

      Usuń