20220503

Uff! Feralny piątek


 Pamięć, jak to pamięć, dobra, ale czasami krótka. Nie, żebym takie figielki pochwalała... pamięć i tak robi swoje.
 Czy wspominałam o tym, że jestem trochę przesądna? Hm, 'W bałkańskich kociołku' chyba tak, w końcu z życia na Bałkanach to i owo przygarnęłam, ale tu? 
 Wypytuję pamięć o 'niebieskie oko' (pisałam? nie pisałam?), a ona nic - milczy jak zaklęta (moje piękne 'niebieskie oko' wisi w domu i ma zadanie: strzeże przed złym spojrzeniem).
 Tak naprawdę przesądna jestem mniej, niż trochę, między innymi, nie boję się czarnego kota, ale to pewnie dlatego, że uwielbiam koty, czy takie urocze stworzenie może przynieść pecha?
 Oho! Pamięć się odezwała... kiedyś była tu piosenka 'w piątek, trzynastego' (→), bo ja w trzynastego ani ciut, ciut nie wierzę. Trzynastego świat w różowym kolorze - będę podśpiewywała za kilka dni (tak, tak, 13. maja wypada w piątek).
 Właściwie nie zamierzałam wymieniać przesądów, tak sobie tylko porównuję i zastanawiam się: ja - córka XXI stulecia, czy w gruncie rzeczy jestem przesądna? może zagalopowałam się, pisząc, że jestem trochę przesądna? może jednak nie jestem? A wszystko przez 'wyznanie' Aurelego Urbańskiego.

 Rok 1885. 
 Jako nieodrodny syn tak pozytywnego XIX stulecia, wszelkimi brzydzę się przesądami i z wszelkich natrząsam się zabobonów; uśmiecham się z przekąsem na trwożliwe wspomnienie feralnych trzynastek; z góry mierzę zacofańców, którzy w poniedziałki za żadną cenę nie puściliby się w drogę, choćby najkrótszą; z indygnacją za­łamuję dłonie w towarzystwie osobników, blednących na widok spadającego z gwoździa obrazu lub pękających bez powodu szklanek... mimo to jednak, każdego piątku niewysłowiona budzi mnie zmora, by aż do późnej nocy w żelaznym trapić mnie uścisku. 
 Przez przeciąg dnia całego włóczę się niemy z kąta w kąt, niespokojny jakiś, a smętny, wyglądając wciąż ciężkiej, niespodziewanej katastrofy. W piątek:
 posilam się z rana kubkiem czystej wody, z trwogi, by na dnie filiżanki kawy, z osadem nie spotkać arszeniku; 
 na miasto wychylając się ukradkiem, omijam chodniki, by z wyżyn którejkolwiek kamienicy nie runęła mi na głowę śmiercionośna cegła lub dachówka; równocześnie zaś środka unikam ulicy, by nieoględny nie nadpędził na mnie dorożkarz; 
 w piątek psa nie pogłaskam, gdyż przekonałem się na własnej skórze, iż w dzień ten szpice czy kundysy, małe czy duże, gryzą najzjadliwiej; 
 w piątek wieczorem, progu nie przekroczę świątyni Thalii i Melpomeny, gdyż przed oczyma wyłaniają mi się natychmiast nieszczęsne ofiary pożogi w wiedeńskim Ring-teatrze. 
 To już nie przesąd bezpodstawny, nie dziecinny, politowania godny zabobon, moi pań­stwo!... Dojrzały to owoc, z gałęzi uszczknię­ty doświadczenia, od dawna przeze mnie zaliczony do rzędu niezbitych pewników. 
 Mam kuzynka, starego kawalera, któ­ry od roku 1881 w dzień piątkowy kart nie tknie, co mu pełen z mej strony zjednało szacunek; w piątki bowiem, wskutek niefortunnego padania, pod  młotek trafiły dwie wsie w przeciągu lat kilku. Kuzynek, eks-porucznik austriacki, twierdzi stanowczo, iż piątki uparcie obdarzały go smołą (pech); mnie zaś, zasięgnąwszy języka o smutnych żywota mego kolejach, piątkowym przezwał smołowcem. 
 Dziewiętnastego stulecia mianując się synem, tyle praktycznego posiadam zmysłu, iż w niczem nikomu nie daję wiary, póki mnie z góry o prawdziwości swego twierdzenia przekonać nie potrafi, a zatem uprzedzając zarzut bredzenia od śliny, dla obrony mych przekonań załączyłem przykład kuzynka.
 
 Co wyszło z mojego zastanawiania się? .... Jestem? Nie jestem (przesądna)? Jeden powie, że tak, inny, że nie. ... A zatem, uprzedzając zarzut bredzenia od śliny, efektów przemyśleń - nie zdradzę. 😉
 Żegnam się z uśmiechem.
 Skarlet
 ©
___
___
 
Zobacz także:

↑ Moje niebieskie oko spogląda...

→ Trzynastego nawet w grudniu jest wiosna
, a co dopiero w maju!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz