Opowiedziałam o swoich podróżach w książkach. Bywałam w miastach, w których niestrudzone duchy przeszłości przemykają się ulicami, strzegą z całych sił atmosfery stworzonej dawno temu. Przy odrobinie chęci można ją poczuć wszędzie, bo każde miejsce ma swoją historię czy legendę, która każe przymknąć oczy, żeby móc je szerzej otworzyć i dostrzec więcej.
Lubię wracać do wspomnień Elina Pelina z Florencji. Może dlatego, że jest mi bliskie jego spojrzenie na zakątki świata, a i myśli przywołujące obrazy z minionych czasów nie są mi obce.
Fragmenciki z florenckiego wieczoru bułgarskiego pisarza - klasyka przetłumaczyłam poniżej dla ciekawych literatury południowego krańca Europy i ciekawych bałkańskiej duszy.
Wspomnienia to dobry sposób, żeby poznać ludzi i dostrzec, że nawet jeśli mentalnie trochę się od nas różnią, w ich charakterze tkwią te same cechy, towarzyszą im te same odczucia - wbrew opiniom miłośników dzielenia świata.
Florencja to miasto, w którym urodził się posąg Dawida - chyba najsłynniejsza rzeźba mistrza Michała Anioła. Florencja to także miasto Dantego i Beatrycze. Nie mogłam więc odmówić sobie przypomnienia kilku słów włoskiego poety.
Ukazała się w szacie barwy najszlachetniejszej, skromnego i zacnego szkarłatu, przepasana i zdobna, jak jej młodziuchnemu wiekowi przystało. W tejże chwili, powiadam prawdziwie, duch żywota mieszkający w najskrytszej komorze serca, zadrżał tak mocno, że odbiło się to gwałtownie w najmniejszych drobinach pulsu. Odtąd Amor owładnął mą duszą, która niezwłocznie z nim się zaręczyła i objął nade mną taką władzę i panowanie, wzmożony siłą płynącą z wyobraźni, że zniewolił mnie spełniać wszystkie swoje życzenia. Nakazywał mi po wielokroć, abym szukał widoku tego młodziuchnego anioła.
Tak opisał Dante Alighieri pierwsze spotkanie z miłością swojego życia.
Chciałam dziś pokazać Florencję na obrazach z przełomu XIX/XX wieku, bo taką ją widział Elin Pelin. Wspomnienie florenckiego wieczoru pojawiło się po powrocie z Italii w 1905 roku. Razem z innym bułgarskim pisarzem i malarzem, Elin Pelin odwiedził miasto przy okazji pobytu na wystawie malarskiej w Wenecji.
Oddaję głos bałkańskiemu pisarzowi.
...
...
Kręta uliczka między gajami oliwnymi zamkniętymi za wysokimi, murowanymi ogrodzeniami, wprowadziła nas na szeroki plac.
Sierpniowy upał był już w agonii i Florentyńczycy szybko zapełniali
ulice, spiesząc zobaczyć jak zgasi go chłodny oddech nocy. Z ogrodów
parkowych powiała pachnąca wiosną świeżość. To wieczne tchnienie zielonej
Italii.
Przed
nami Florencja otoczona rozkosznym wieńcem apenińskich szczytów.
Florencja z pałacami, kościołami, pomnikami, monumentami - cała jak
ogromna i szorstka, kamienna tablica, na której los człowieczy wyrył
swoje stare i wiecznie młode dzieje.
Słońce
zachodziło. W nieruchomych oczach Nocy, rzeźby z brązu, wydawał się
pojawiać błysk życia. Miałem wrażenie, że ech! teraz się obudzi,
wyprostuje się z otwartymi ramionami zwróconymi ku miastu i metalowe
serce zadrży z miłości.
Siedziałem
na kamiennej ławce naprzeciw tej dziwnej figury, myślami przeniesiony
do dalekich, minionych czasów, w których żył mistrz Michał Anioł.
Stawało
się coraz ciemniej. Gdzieś odezwała się wesoła melodia. Deszcz dźwięków
spadł na cyprysy i zaszumiał ich gałązkami. Przylepieni do siebie
zakochani powoli spacerowali po placu, a słodkie, miłosne szepty
połykała muzyka.
Po
drodze mignęła mi kobieca sylwetka w bieli. Trochę dalej ta sama biała i
strojna kobieca postać rozmawiała z inną młodą panną. Zbliżyliśmy się.
Jedna z nich, z czarnymi, płomiennymi oczami opowiadała coś
przyjaciółce, śmiejąc się słodko. Na jej marmurowej szyi, jak czarny
ptak przysiadły rozkoszne włosy, lekko przewiązane niebieską wstążką.
- Dobry wieczór, Beatrycze! - powiedziałem po włosku.
Odwróciła
się szybko i z gracją ukłoniła. Ona domyśliła się, że jestem
cudzoziemcem, a ja domyślałem się, że zdziwione spojrzenie pyta: skąd
znam jej imię? Ach, czy ta śliczna Italianka w bieli, spacerująca pod
cyprysami w wieczornym półmroku, mogłaby nie nazywać się Beatrycze?
Kamiennymi
schodami wypełniającymi ciasną uliczkę, szliśmy w kierunku centrum, powoli i w
milczeniu, jakbyśmy mieli wkroczyć do chramu w magicznym mieście.
Myślałem o Beatrycze i zdawało mi się, że gdzieś miedzy cyprysami widzę
otulonego togą Dantego, zamierzającego spotkać się z nią i pokłonić.
Jaka
czysta, jaka święta miłość! Czy istnieje i czy istniała taka miłość?
Może to, co wyśpiewał Dante było tylko marzeniem, tylko snem? Tłumaczenie z języka bułgarskiego © Skarlet B.I.
Opis jak z mgły utkany, jak ze snu...
OdpowiedzUsuńTak pięknie to ujęłaś. W tych słowach mieszczą się i moje wrażenia.
UsuńFaktem jest, że pomimo różnic kulturowych jedno jest niezmienne wszyscy kochamy tak samo😊
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak jest. Miłość potrafiła wszystkim ludziom na świecie narzucić swoje prawa. 😊 I nikt nie protestuje. 😉
UsuńFlorencja! Miasto niezapomniane, w których byłam ze Ślubnym na 40 lecie naszego małżeństwa! Ech, łza się w oku kręci! Dobrze, że są zdjęcia i takie piękne ryciny! Bardzo podobne nabyłam w Gruzji!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie!
Na pewno masz, Fusilko, przepiękna wspomnienia.
UsuńNiektóre stare ryciny świetnie oddają atmosferę.
Moc serdeczności, Fusilko!
Dołączam do tego, co napisała BBM. Moc serdeczności dla Ciebie Skarlet.
OdpowiedzUsuńDziękuję i moc uścisków ode mnie leci do Ciebie, Marysiu.
Usuń