20200915

Sierpniowe wspomnienie z miasta Dantego i Beatrycze

Florencja - Bernardo Bellotto
 
  Opowiedziałam o swoich podróżach w książkach. Bywałam w miastach, w których niestrudzone duchy przeszłości przemykają  się ulicami, strzegą z całych sił atmosfery stworzonej dawno temu. Przy odrobinie chęci można ją poczuć wszędzie, bo każde miejsce ma swoją historię czy legendę, która każe przymknąć oczy, żeby móc je szerzej otworzyć i dostrzec więcej.
 Lubię wracać do wspomnień Elina Pelina z Florencji. Może dlatego, że jest mi bliskie jego spojrzenie na zakątki świata, a i myśli przywołujące obrazy z minionych czasów nie są mi obce.
 Fragmenciki z florenckiego wieczoru bułgarskiego pisarza - klasyka przetłumaczyłam poniżej dla ciekawych literatury południowego krańca Europy i ciekawych bałkańskiej duszy.
 Wspomnienia to dobry sposób, żeby poznać ludzi i dostrzec, że nawet jeśli mentalnie trochę się od nas różnią, w ich charakterze tkwią te same cechy, towarzyszą im te same odczucia - wbrew opiniom miłośników dzielenia świata.
 
Florencja XIX w - Francesco Corsi
 
 Florencja to miasto, w którym urodził się posąg Dawida - chyba najsłynniejsza rzeźba mistrza Michała Anioła. Florencja to także miasto Dantego i Beatrycze. Nie mogłam więc odmówić sobie przypomnienia kilku słów włoskiego poety.
 Ukazała się w szacie barwy najszlachetniejszej, skromnego i zacnego szkarłatu, przepasana i zdobna, jak jej młodziuchnemu wiekowi przystało. W tejże chwili, powiadam prawdziwie, duch żywota mieszkający w najskrytszej komorze serca, zadrżał tak mocno, że odbiło się to gwałtownie w najmniejszych drobinach pulsu. Odtąd Amor owładnął mą duszą, która niezwłocznie z nim się zaręczyła i objął nade mną taką władzę i panowanie, wzmożony siłą płynącą z wyobraźni, że zniewolił mnie spełniać wszystkie swoje życzenia. Nakazywał mi po wielokroć, abym szukał widoku tego młodziuchnego anioła.
 Tak opisał Dante Alighieri pierwsze spotkanie z miłością swojego życia.
 
Florencja - Dante i Beatrycze (pocztówka 1900-1903 r.)

 Chciałam dziś pokazać Florencję na obrazach z przełomu XIX/XX wieku, bo taką ją widział Elin Pelin. Wspomnienie florenckiego wieczoru pojawiło się po powrocie z Italii w 1905 roku. Razem z innym bułgarskim pisarzem i malarzem, Elin Pelin odwiedził miasto przy okazji pobytu na wystawie malarskiej w Wenecji.
 

Florencja - 1911 rok
 
 Oddaję głos bałkańskiemu pisarzowi.
 ...
 ...
 Kręta uliczka między gajami oliwnymi zamkniętymi za wysokimi, murowanymi ogrodzeniami, wprowadziła nas na szeroki plac.
 Sierpniowy upał był już w agonii i Florentyńczycy szybko zapełniali ulice, spiesząc zobaczyć jak zgasi go chłodny oddech nocy. Z ogrodów parkowych powiała pachnąca wiosną świeżość. To wieczne tchnienie zielonej Italii.
 Przed nami Florencja otoczona rozkosznym wieńcem apenińskich szczytów. Florencja z pałacami, kościołami, pomnikami, monumentami - cała jak ogromna i szorstka, kamienna tablica, na której los człowieczy wyrył swoje stare i wiecznie młode dzieje.
 Słońce zachodziło. W nieruchomych oczach Nocy, rzeźby z brązu, wydawał się pojawiać błysk życia. Miałem wrażenie, że ech! teraz się obudzi, wyprostuje się z otwartymi ramionami zwróconymi ku miastu i metalowe serce zadrży z miłości.
 Siedziałem na kamiennej ławce naprzeciw tej dziwnej figury, myślami przeniesiony do dalekich, minionych czasów, w których żył mistrz Michał Anioł.
 Stawało się coraz ciemniej. Gdzieś odezwała się wesoła melodia. Deszcz dźwięków spadł na cyprysy i zaszumiał ich gałązkami. Przylepieni do siebie zakochani powoli spacerowali po placu, a słodkie, miłosne szepty połykała muzyka.
 Po drodze mignęła mi kobieca sylwetka w bieli. Trochę dalej ta sama biała i strojna kobieca postać rozmawiała z inną młodą panną. Zbliżyliśmy się. Jedna z nich, z czarnymi, płomiennymi oczami opowiadała coś przyjaciółce, śmiejąc się słodko. Na jej marmurowej szyi, jak czarny ptak przysiadły rozkoszne włosy, lekko przewiązane niebieską wstążką.
 - Dobry wieczór, Beatrycze! - powiedziałem po włosku.
 Odwróciła się szybko i z gracją ukłoniła. Ona domyśliła się, że jestem cudzoziemcem, a ja domyślałem się, że zdziwione spojrzenie pyta: skąd znam jej imię? Ach, czy ta śliczna Italianka w bieli, spacerująca pod cyprysami w wieczornym półmroku, mogłaby nie nazywać się Beatrycze?
 Kamiennymi schodami wypełniającymi ciasną uliczkę, szliśmy w kierunku centrum, powoli i w milczeniu, jakbyśmy mieli wkroczyć do chramu w magicznym mieście. Myślałem o Beatrycze i zdawało mi się, że gdzieś miedzy cyprysami widzę otulonego togą Dantego, zamierzającego spotkać się z nią i pokłonić.
 Jaka czysta, jaka święta miłość! Czy istnieje i czy istniała taka miłość? Może to, co wyśpiewał Dante było tylko marzeniem, tylko snem? 
Tłumaczenie z języka bułgarskiego © Skarlet B.I.
 


8 komentarzy:

  1. Opis jak z mgły utkany, jak ze snu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak pięknie to ujęłaś. W tych słowach mieszczą się i moje wrażenia.

      Usuń
  2. Faktem jest, że pomimo różnic kulturowych jedno jest niezmienne wszyscy kochamy tak samo😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak jest. Miłość potrafiła wszystkim ludziom na świecie narzucić swoje prawa. 😊 I nikt nie protestuje. 😉

      Usuń
  3. Florencja! Miasto niezapomniane, w których byłam ze Ślubnym na 40 lecie naszego małżeństwa! Ech, łza się w oku kręci! Dobrze, że są zdjęcia i takie piękne ryciny! Bardzo podobne nabyłam w Gruzji!
    Pozdrawiam bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno masz, Fusilko, przepiękna wspomnienia.
      Niektóre stare ryciny świetnie oddają atmosferę.
      Moc serdeczności, Fusilko!

      Usuń
  4. Dołączam do tego, co napisała BBM. Moc serdeczności dla Ciebie Skarlet.

    OdpowiedzUsuń