20200721

Święte węże czyli o moim spotkaniu z jadowitym gadem


 Nigdy nie marzyłam o spotkaniu z jadowitym gadem. Mocno wierzyłam, że vice versa, gady nie są zainteresowane spotkaniem ze mną. Chyba miałam trochę racji, bo kiedy węże pojawiały się na naszej drodze, ja ze strachu zamierałam w bezruchu, a one wybierały inną ścieżkę i bezszelestnie znikały. W takich chwilach doceniałam upór Alberta, w kwestii butów zasłaniających łydki, który na mój argument: – Upał! – odpowiadał: - Węże! Co będzie jak przypadkiem nadepniesz któremuś na odcisk?
 Jakimś cudem udało mi się nie zdenerwować żadnego gada i sądziłam, że w nieskończoność będziemy się unikać. Nie przypuszczałam, że zechcę kiedykolwiek spotkać się z nimi z własnej woli i to nie na górskiej drodze czy w lesie, a w klasztorze na greckiej wyspie Kefalonii.
 Przyznam, że kiedy dowiedziałam się, że Bałkany mają swoje święte węże, byłam mocno zaintrygowana.

 Ta historia ma swój początek w XVI wieku. Zamieszkały przez mniszki klasztor świętej Bogurodzicy Lagouvarda był często atakowany przez piratów. Pewnego letniego dnia, jedna z nich zauważyła zbliżających się do brzegu korsarzy. Kobiety zaczęły się gorąco modlić do swojej patronki.
 - Ratuj nas pani! - prosiły. - Zamień nas w jadowite węże lub uczyń ptakami. Nie oddawaj nas w ręce okrutników.
 Kiedy piraci zbliżyli się do klasztoru, otoczyły ich gady z krzyżami na głowach i językach. Nie zdecydowali się walczyć z wężami. Uciekli w popłochu.
 Klasztor ocalał. Nikt nie wie, czy mniszki wróciły do ludzkiej postaci.
 Od tego czasu, każdego 6 sierpnia, powtarza się sytuacja, której nikt nie potrafi wytłumaczyć. Pojawia się tu tego dnia niezliczona ilość węży, od imienia patronki klasztoru, nazywanych wężami Bogurodzicy. Od stuleci są uznawane za święte. Mieszkańcy Markopoulo przenoszą je w szklanych słojach do klasztoru. Część z nich sama wchodzi do wnętrza. Od 6 do 15 sierpnia (do święta Bogurodzicy uroczyście obchodzonego przez kościół prawosławny) zbierają się tu tłumy wiernych.
 Ludzie pozwalają pełzać wężom po swoim ciele, bo wierzą, że przynosi to szczęście i pozbawia chorób. Są przekonani, że przez te kilka dni gady nie skrzywdzą człowieka.
 Tylko dwa razy węże nie pokazały się wokół klasztoru: w 1940 roku przed II wojną światową, która do Grecji dotarła nieco później i w 1953 roku przed katastrofalnym w skutkach trzęsieniem ziemi.
 Każdy dzień spóźnienia świętych węży zapiera tu dech, ludzi ogarnia panika, w głowach rodzą się pytania.
 16 sierpnia węże opuszczają klasztor. Znikają tak samo nagle, jak się pojawiły.


 Świętym wężem jest jadowity wąż koci (telescopus fallax) występujący na całych Bałkanach. Zęby jadowe ma umieszczone dość głęboko, a więc musi chwycić ofiarę całą paszczą, żeby móc je wbić.

 Na filmie poniżej: Kefalonia i święty wąż. W klasztorze jest dobrze tu znana ikona Matki Boskiej, która pojawiła się w cudowny sposób, ale to już inna historia.


 Co myślicie, Państwo, o historii ze świętymi wężami w roli głównej? Na mnie wywarły one wrażenie i pewnie dlatego znalazły się w niewydanej jeszcze książce "Bałkański kalendarzyk" (tytuł roboczy).
"Kalendarzyk" jest kontynuacją książki "W bałkańskim kociołku", dostępnej w księgarniach i w bardzo wielu bibliotekach, a więc zapraszam.

11 komentarzy:

  1. Co tu dużo mówić, wpis mnie niezmiernie zaciekawił. Legenda o wężach - fascynująca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi. Ja też uważam, że to bardzo ciekawa historia. To pojawianie się węży "na chwilę" jest niezwykłe (chyba nawet bardziej niż trochę).
    Trudno wytłumaczalnym historiom, których w bałkańskim kociołku nie brakuje, zawsze towarzyszą legendy i niewątpliwie one potęgują wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię czytać takie historie choć w nie nie wierzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieszkając na Bałkanach stykam się często z opowieściami o pozbyciu się mniejszej lub większej dolegliwości w tym i podobnych miejscach i myślę, że wiele z nich może być efektem placebo. Ludzka psychika potrafi zdziałać cuda. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzęsienie ziemi na Kefalonii było 1953 roku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, to katastrofalne trzęsienie było w 1953, a nie w 1956 roku (już to poprawiłam) - dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie dostałam od Siostry prawidłowy adres do Ciebie i po tych wszystkich przeprowadzkach wreszcie mogę zaglądać do różnych Twoich tekstów. Wcześniej trafiałam ciągle na ten sam wpis o wczasach w Bułgarii. Bardzo serdecznie pozdrawiam Ciebie i Twojego Męża.
    Marysia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Marysiu, cieszę się, że jesteś. Myślę, że najlepiej jest wchodzić na stronę główną: www.dobulgarii.wordpress.com (wtedy bez wątpienia trafisz na ostatnie teksty; ten pod którym napisałaś komentarz jest tu od bardzo dawna).
    Jeśli zechcesz coś skomentować, a jesteś na stronie głównej, wystarczy kliknąć na tytuł wpisu (wtedy się on otworzy, a pod tekstem jest okno do komentowania).
    Przesyłamy serdeczności <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie herpetolodzy, a dokładniej oftiolodzy, umieliby wyjaśnić to zjawisko!
    Ja tam wolę bardziej tajemnicze wyjaśnienia! ;-)))))

    OdpowiedzUsuń
  10. I ja uważam, że te tajemnice mają swój wielki urok :) Mówi się, że specjaliści nie umieją tego wytłumaczyć, a może po prostu nie chcą, bo podzielają naszą opinię :)

    OdpowiedzUsuń