Każdy dzień zaczynam od kawy. Uwielbiam jej smak. Lubię patrzeć na stojącą przede mną malutką filiżankę, z unoszącym się nad nią aromatycznym obłoczkiem pary. Przygotowuje się ją w naszym domu w dżezwe, bałkańskim sposobem, który opisałam w książce "W bałkańskim kociołku".
Kawę z odrobiną cukru, zalewa się zimną wodą, podgrzewa na bardzo,
bardzo wolnym ogniu, do momentu, kiedy zacznie się powoli podnosić i
wytworzy się piana. Taka kawa jest bardzo mocna i aromatyczna. Podaje
się ją w malutkiej filiżance. Towarzyszy jej zwykle szklaneczka zimnej
wody, którą pije się naprzemiennie z kawą.
Taką samą kawę, parzoną w takim samym miedzianym naczyniu, uwielbiała królowa Maria. Przepis znalazł się w rozdziale, w którym napisałam o niej kilka słów. I stało się tak, bo mam wrażenie, że smak pomaga wyobraźni. Kiedy siedziałam w ogrodzie Marii na tej samej kamiennej ławce, na której siadywała i delektowałam się, jak ona, smakiem kawy, miałam wrażenie, że lepiej rozumiem jej osobę. Że bliższe są mi jej rozterki. Że rozumiem jak się czuła, patrząc na morze i wypatrując jachtu, którym miał przypłynąć mężczyzna - ostatnia miłość jej życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz