20191002

Kariera detektywa Noska

 To i owo piszę na tej stronie, czasem wklejam fragmenty moich książek; dla urozmaicenia postanowiłam od czasu do czasu zaserwować historyjki nie przeze mnie napisane. O karierze pewnego detektywa napisał prawie 100 lat temu anonimowy literat.


  Ukończywszy szkołę im. Sherlocka Holmesa i trzyletnią praktykę w Scotland Yardzie, detektyw Hugo Nosek wrócił do kraju, aby się poświęcić praktyce prywatnej. Już w dwa miesiące potem otrzymał doskonałą posadę w Domu Towarowym. Żywo zabrał się do dzieła. Przeszedł się po gmachu raz i drugi, zajrzał do piwnic, przypatrzył ekspedientom i pięknie wyondulowanym bóstwom, obsługującym klientelę, porachował wchodzących i wychodzących, gdzieś zatelefonował, coś zapisał w notesiku i w kilka godzin po objęciu posterunku, meldował:
 - Wykryłem niesłychaną grandę. Cała ta firma, to stek afer. Klientom sprzedaje się towar wybrakowany, jako pierwszy sort. Operuje się fałszywymi wekslami. Trzy najładniejsze ekspedientki są w niedopuszczalnie zażyłych stosunkach z szefem sprzedaży i co dzień każda wynosi sztukę materiału, którą...
 - Frajer - parsknął śmiechem główny detektyw - toś pan miał co wykrywać! Przecież to wszyscy wiedzą... A najlepiej dyrektor naczelny...
 Hugo Nosek otworzył usta i oczy, zamilkł, podrapał się w wygolony podbródek i... nazajutrz zmienił posadę. Nawet dobrze zrobił, bo ta druga posada, w kartelu pułapek na jeże (najnowszy patent, z automatycznym dzwonkiem i licznikiem) była o wiele lepiej płatna. Toteż Hugo Nosek z zapałem wziął się do pracy i już na drugi dzień złożył wizytę prezesowi rady nadzorczej.
 - Przykro mi, panie prezesie - mówił - ale niech się pan przygotuje na złą nowinę...
 - Co się stało? - przestraszył się prezes.
 - Musi pan cały kartel zamknąć do kryminału. Wszystkie bilanse za ostatnie ośm lat fałszywe. Pozycje „długi zagraniczne“ są fikcyjne. Służą tylko do wywożenia zysków zagranicę. To samo pozycje opłat za licencje od rzekomo zagranicznego patentu na liczniki do pułapek. Patent jest własnością dyrektora naczelnego, tylko zarejestrowany w Berlinie. Po-zatem tantiemy...
 - Myślałem, że naprawdę coś złego - odetchnął prezes - jak pan może mnie niepokoić! Przecież pan wie, że mam astmę!
 - Jak to nic strasznego? - zdziwił się detektyw - to nic strasznego, że cały kartel...
 - A w ogóle nie wsadzaj pan nosa w nie swoje sprawy, jeżeli pan nie chce stracić tak dobrze płatnej posady!...
 Hugo Nosek wyszedł bez pożegnania i nazajutrz znów był bezrobotny. Nie tracąc jednak nadziei w to, że ostatecznie taki talent i tyle wykształcenia nie zmarnują się w kraju, energicznie zaczął szukać zajęcia. W tydzień potem objął stanowisko dyskretnego obserwatora w „Urzędzie Zakupów Szpagatu", a w dziewięć dni składał raport naczelnikowi.
 - Starszy referent Kuśmidrowicz...
 - Co Kuśmidrowicz? - spytał groźnie naczelnik. Detektyw stropił się na chwilę. Pamiętając poprzednie doświadczenia, rzekł ostrożnie.
 - Ma pewne grzeszki na sumieniu...
 - Co takiego? Kuśmidrowicz? Nieprawda! Z taką protekcją, jaką ma Kuśmidrowicz...
 Hugo Nosek chrząknął i zmienił temat.
 - Referent Pieczonka...
 - Pieczonka jest szwagrem Bandziołkiewicza! - warknął szef.
 - Hm... Młodszy referent Mandel...
 - Należy do związku, ostrzegam pana!
 - To w takim razie, moje uszanowanie!
 Po dwu tygodniach Hugo Nosek wywiesił na drzwiach tabliczkę „Prywatny Kartel Zakupów Szpagatu" i zaczął robić interesy wedle zaobserwowanych osobiście zwyczajów. Z początku szło mu nawet nieźle, ale krótko, bo już w trzy tygodnie po uruchomieniu interesu siedział w kryminale. Gdy go obrońca (radca prawny kartelu pułapek na jeże), spytał, co mu właściwie do łba strzeliło puszczać się na brudne afery, strapiony detektyw odparł:
 - Myślałem, że tu taki zwyczaj... że to wolno... wszyscy to samo robili...
 - No tak - skrzywił się adwokat - ale przecież pan nie masz żadnych stosunków. Przecież zaledwie miesiąc, jak pan jesteś w kraju. Pan nie wiesz, że zasadniczo u nas kantów robić nie wolno.
 - A co mi grozi? - spytał lękliwie Hugo Nosek.
 - Jakieś pięć, sześć lat.
 - Co?!!! - wrzasnął przerażony detektyw - za głupi kant sześć lat?!!!
 - Rozumie się. Pan musisz być ukarany.
 - Za co?!
 - Dla przykładu, panie. Mówiłem już panu, że u nas ZASADNICZO nie wolno robić żadnych kantów...


 Bardzo jestem ciekawa, czy zainteresowała Państwa kariera detektywa? Miałam chęć zapytać na wstępie, czy domyślacie się kiedy została napisana, odpowiedź byłaby łatwa, czy trudna?
.........
 Nie ma i nic nowego nie będzie pod słońcem. W obracającym się bez przerwy kole wciąż migają nam te same szprychy - powiedział Arthur Conan Doyle. Dla mnie brzmi to trochę pesymistycznie. Wprawdzie na powtarzalność jesteśmy "skazani", zawsze po zimie będzie wiosna, a po nocy - dzień... ale może nadgryzione przez ząb czasu szprychy w obracającym się kole, choćby z nudów, od czasu do czasu, warto wymienić?
.........
 Na wszelki wypadek ;) przypominam, że pozostaję w klimacie satyry politycznej z lat trzydziestych XX wieku.





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz