20230110

Od nudy do uciech (karnawałowych, rzecz jasna)


 W kalendarzową kartę patrzymy,
 człowiek do uciech skory
 wśród tej pory.
 W wieczorki i wieczory
 gorące skronie czar owionie.
 Oczy niebieskie, szare,
 lub czarne jak przepaście,
 przychylnie się zmrużą.
 Dostanie spojrzeń dużo, 
 uśmiechów kilkanaście,
 w walca karnawałowym wirze...
 Lecz co z tymi, których nuda goni?
 Biedni oni!

  Karnawał ma swoje prawa. Na tle innych państw Polska wypada raczej blado. Winien klimat? Może za mało słońca? A może winne ludzkie charaktery do uśmiechu nieskore, częściej nadąsane, niż uprzejme? Skąd brak zapału do urozmaicania sobie życia drobnymi przyjemnościami? 
  Przeciętny człowiek... Ot, żyje, musi jakoś się z tym faktem uporać, im będzie go to kosztowało mniej wysiłku - tym lepiej - powiedział, a raczej odpowiedział na moje pytania Ryszard Kapuściński.
 
Odkurzone fakty
 W roku 1877, z satyryczną nutką w tle, napisano: 
 Chodzą u nas dwie pogłoski: 
 po pierwsze, że podobno teraz jest już druga połowa, drugiej połowy dziewiętnastego stulecia; 
 po drugie, że podobno tam gdzieś na świecie, ludzie się krzątają i ruszają, dążąc za ogólnym postę­pem.
 My jednak takim wieściom (z małymi wyjątkami) niezbyt chętnie dajemy wiarę; wychodzimy bowiem z tej zasady, że muszą być fałszywemi, gdyż inaczej naruszałyby, a może z czasem i przerwałyby (uchowaj Boże!) błogie, lazarońskie status quo. U nas panuje ogólna stagnacja, oznaki życia słabe, niewyraźne; jemy, pijemy, śpiemy i vice versa. Sprawiedliwość jednak nakazuje nam wyznać, że uprawiamy starannie dwa pola: zielone w szerokiem znaczeniu wyrazu tego i asfaltowe (trotuary). Poza tym śladów życia żadnych.
 Pomimo narzekań na stagnację, ożywienie odzywało się całkiem głośno w czasie karnawału.
 


Karnawale! witaj, witaj!
Ze skrą w oku, z czarą w dłoni!
Pod twe stopy ludzkość cała
W zachwyceniu czoło kłoni.
I westchnienia pierś podnoszą,
Każdy czeka cię z tęsknotą;
W życiu nudnym i bezbarwnym
Przyjście twoje - gwiazdą złotą!
Każdy w uśmiech stroi lice,
Każdy w głowie ma zabawę...
Więc przybywaj, te salutant,
Karnawale! Ave! Ave! 
 
 To entuzjastyczne powitanie jest z roku 1897.

 Bolesław Prus, mimo swego zawsze poważnego nastroju, był zwolennikiem maskarad odbywających się w czasie zabaw. Wspomina znajomy pisarza.
 Oto co pisał do mnie pod datą 16 stycznia 1887 r.: "Jeżeli chcesz pogłębić swoją wiedzę, wyszlachetnić uczucie, wzmocnić wolę, nabrać wyższych manier, a nade wszystko przepędzić czas zarazem wesoło i bogobojnie, to przyjdź dziś na maskaradę". Naturalnie, poszedłem. Bawiliśmy się doskonale.
 
 
 Rok 1911. Karnawał w całej pełni.
 Tętni życie przyspieszonym pulsem, wre, kipi w salonach prywatnych, w resursach i klubach, a najwięcej, po dawnemu, w kabaretach. Roi się od młodzieży złotej, pozłacanej i tombakowej, która zjechała do nowożytnego Babilonu, żądna uciech, zabawy i wrażeń. Leje się szampan w przybytkach wesela i zabawy, szeleszczą karty na zielonych stolikach, topnieją majątki, ale... Warszawa bawi się! 
 Za przykładem bogatych, dążą owczym pędem ludzie, któ­rych nie stać na karnawałowe wybryki, "chociażby się zastawić, byle się pokazać". Słowem "źle się dzieje w państwie Duńskim" a przy obecnem rozpasaniu ogólnem umysłów, żądz i pragnień, nieprędko zmiana na lepsze nastąpi. Jakiś dziwny szał, jakaś gorączka wrażeń opanowały umysły ludzkie. Chęć zabawy stała się poniekąd celem życia.
 

 A dziś? Mamy rok 2023. Czy szaleństwo maskarad w tętniącej życiem stolicy, posiada jeszcze moc przyciągania?
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz