20200311

Faktu, że istnieją dranie, nie można traktować jako wystarczającego powodu dla ograniczenia wolności


 Wolność to iluzoryczne pojęcie. Równie prawdziwie brzmi stwierdzenie: "jestem wolna" i "nie jestem wolna". Miesiąc temu napisałam w innym miejscu (na innej mojej stronie), że: tak naprawdę całe życie w jakimś stopniu zależymy od kogoś lub czegoś. Podlegamy normom społecznym i moralnym, czasem niepisanemu prawu. Bywa i tak, że przypadkowe osoby mają wpływ na nasze życie. Zależymy od ich kompetencji, od decyzji w głupiej lub mądrej sprawie dotykającej nas bezpośrednio. Zależymy od zwykłej uprzejmości i dobrej woli drugiego człowieka. Zależymy od siebie nawzajem.
 Zawsze myślałam, że nie ma na świecie osoby, która nie chciałaby więcej i więcej wolności, mniej granic (także w dosłownym znaczeniu). Wydawało mi się, że świadomość swobody jest ludziom potrzebna. Sądziłam, że nawet tym, którzy się nie przemieszczają, sprawia przyjemność myśl, że dziś mogę być tu, jutro tam, bez formalności, bez pytań, bez kontroli. Mój sposób myślenia skorygowało życie. Może ludzka przekora nigdy nie śpi? Nie mamy wolności - walczymy, zdobyliśmy - no to zawalczmy o jej ograniczenie, budujmy mury... może tak to działa?
Faktu, że istnieją dranie, nie można traktować jako wystarczającego powodu dla ograniczenia wolności ogromnej większości porządnych ludzi.
(Ludwig von Mises)
 Ten sam Ludwig von Mises (ekonomista, krytyk biurokracji, filozof), którego zacytowałam, powiedział: Eufemizmem jest nazywanie państwem opieki społecznej ustroju, w którym rządzący mogą swobodnie robić to, co jak sami uważają, najlepiej służy dobru powszechnemu. Owo tak zwane państwo opieki społecznej to faktycznie tyrania rządzących. Dodał, że ci sami ludzie za przeciwstawny do ich państwa "opieki" uznają system, w którym administracja jest związana prawem, zaś obywatele wobec bezprawnych naruszeń ze strony władz, mogą dochodzić swoich praw w sądzie.
Każdy głupek potrafi złapać bat i zmusić ludzi do posłuszeństwa. Trzeba jednak rozumu i cierpliwości, by społeczeństwu służyć. (Ludwig von Mises)
 Czasem jakieś incydenty zwracają moją uwagę i piszę o nich kilka zdań. Dwa lata temu bułgarski wiatr był oskarżany o dystrybucję marihuany i poważne Ministerstwo sąsiedniego państwa, na poważnie zajęło się badaniem sprawy. I tak jak potraktowałam temat wiejącego przemytnika (co tu kryć - raczej trudno uchwytnego), tak też potraktowałam incydenty z książkami w roli głównej, co to jak czarownice płonęły na stosach, z powodu najprawdziwszych zaklęć (tfu, tfu!) zapisanych w ich wnętrzach (tu jest ten tekst). Wiatr przemytnik może nadal uprawia przestępczy proceder, ale sprawa ucichła, natomiast nie zmalały zakusy, żeby ograniczyć poletko wolności słowa (i tak trzymane w karbach przez normy moralne, czasem różne w mikro-środowiskach).
 Są ludzie, którzy lepiej wiedzą, co jest dobre dla innych, co powinni czytać, co pisać, co mówić, kogo kochać i w co wierzyć. I niechby sobie byli i niechby próbowali przekonywać do własnych racji, a nawet próbowali je narzucać, ale - nie nakazywać, bo to ubliżanie rozumowi drugiego człowieka.
Na to mamy rozum, abyśmy prawdy szukali.
(z przysłów spisanych w połowie XIX wieku)
Wolność musi być dana wszystkim, nawet ludziom prymitywnym, ażeby nie przeszkadzać garstce tych, którzy mogą użyć jej dla dobra ludzkości.
(Ludwig von Mises)
 Na pewno się powtarzam, ale usprawiedliwiam się trochę. Powtarza się historia, sytuacje, powtarzają się moje myśli. Wracają i bębnią w głowie. Coraz głośniej i głośniej.
  Już tu cytowałam kilka zdań wypowiedzianych tuż, tuż przed wybuchem II Wojny Światowej, ale przypomnę je. Jeden z publicystów ostrzegał przed królującymi w Niemczech: okrucieństwem, chciwością, pogardą dla innych narodów. Ktoś odpowiedział mu: Te wady cechują tylko dzisiejszych władców Niemiec, naród zaś niemiecki nie jest gorszy od innych. Także wielu Niemców powtarzało: Nie wszyscy są źli. Ta opinia oczywiście była prawdziwa, ale czy powtarzanie jej nie usypiało? To zdanie nie zaczarowało sytuacji. Faszyzm wygrał. Wybuchła wojna. Przypomniałam je, bo te same słowa słyszę dziś, słyszałam wczoraj i przedwczoraj...
 U BBM czytałam o strefie wolnej od LGBT i spojrzałam na mapę. To prawie jedna trzecia Polski (czytałam, że na koniec stycznia - 30%). Na pewno ktoś stamtąd marzył o sławie. No to jest! W najpoważniejszych światowych mediach przewija się zdjęcie tablicy informacyjnej (w czterech językach, żeby nie było wątpliwości) zawieszonej przy wjeździe do wsi czy miasta.
 Zastanawiam się, co na to mieszkańcy tych terenów? Zadowoleni czy zmartwieni przynależnością do nowego "klubu"? Jaki będzie następny krok?
 Wydaje się, że istnieje analogia między "wczoraj" i "dziś". A może moja wyobraźnia zapadła w jakiś stan chorobowy i dostrzega coś nieistniejącego? Przecież jest sposób na przegonienie mar przeszłości. Jest sposób zapobiegnięcia zatrzymania się koła historii w miejscu najgorszym z najgorszych. Wystarczy wyciągać wnioski z doświadczeń. Tylko... i aż... i jest nadzieja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz