Chyba nie ma zwierząt posiadających więcej gracji, niż koty. Pomimo charakterku potrafią szczerze kochać. Ludzie zaprzyjaźniają się także z największymi przedstawicielami gatunku, jednym z nich był lew - bardzo muzykalny, może dzięki temu zdobył sławę, niewątpliwie gust miał wyszukany. Jak na prawdziwą gwiazdę przystało, pozwalał się fotografować mediom. Właścicielką miłośnika Wagnera, sześciu innych lwów i i pary tygrysów bengalskich była miss Marto.
"Osobliwą sensacją" nazwano w 1913 r. jej drapieżną armię. Igra z nimi, jak ze szczeniętami - opowiadano w prasie. Jeden z lwów jest nawet muzykalny. Miss Marto zasiada do fortepianu i gra marsza tryumfalnego z "Lohengrina", a lew zaś umieszcza się na desce instrumentu, tuż naprzeciw właścicielki i wtóruje jej grze chrapliwym porykiwaniem. Do popisu tego nie trzeba go zmuszać, jak się zdaje, sprawia on mu przyjemność.
Jakoś nie ma we mnie podziwu dla tak niebezpiecznych przyjaciół... ale widać miss Marto była wyjątkowo odważna. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno dobrze znała naturę swojej menażerii. Bez takiej wiedzy o zaprzyjaźnianiu się z wielkimi kotami chyba nie ma co marzyć. Ja na pewno nie umiałabym pokonać strachu przed takimi olbrzymami, nawet gdybym świetnie znała ich charakter.
UsuńSerdeczności! :)