20221119

Ja - niedouczony głupek i... facet


 Multi multa sciunt, nemo omnia.
 Wielu wiele wie, nikt wszystkiego.

 Miałam kiedyś stronę na facebook'u, na której było tylko o Bałkanach. Ach, już zapomniałam, że zdarzało mi się tam dowiedzieć o sobie to i owo. 
 Zdarzały się incydenty. Wśród nich jest opinia - całkowite przeciwieństwo oceny, którą zdarza mi się słyszeć z ust lirycznej duszy.
 W związku z moim postanowieniem przeniesienia niektórych tekstów z miejsca, w którym od dawien dawna nic nowego nie publikuję, odnajduje się 'coś'...
 Co by tu dziś zabrać? - zastanawiałam się. - Już wiem! Andrzejkowe co nieco - odpowiedziałam sama sobie (zabrałam, przeniosłam, będzie na końcu), i... przy okazji trafiłam na słowa pewnego 'znawcy', które zachowałam ku pamięci, chociaż pojawiły się na wspomnianym portalu społecznościowym.
 No cóż, niech objawiona prawda, po raz kolejny, wyjdzie na światło dzienne - zdecydowałam (odważnie?).  Skoro przenoszę... jak wszystko, to wszystko... i to też.
 Komentarz dotyczył użytej przeze mnie nazwy Varna, którą Bułgarzy piszą przez 'V' (i tak samo piszą ją m.in. Anglicy, Francuzi, Hiszpanie). Pan znawca był uprzejmy nazwać mnie niedouczonym głupkiem
 Co to znowu za maszkara "Varna" - napisał. 
 Nie wystarczyły mu słowa: Dno ignorancji, dyletant, nie słyszał o atlasie geograficznym..., opisał jeszcze, jak jego zdaniem wyglądał mój pobyt w szkole (już nie zacytuję, ale 'tumanizm' objawiał się u mnie od najwcześniejszych lat). 
  Zatem: Warna - skończył swoją wypowiedź.
 Wkleiłam mu w odpowiedzi zdjęcie stojącej przy bułgarskiej drodze tablicy z maszkarą Varna. Nie odpisał, ale pewnie był zgorszony, że oni tam publicznie, bez wstydu tę maszkarę wystawiają.
 Przy okazji, zostałam facetem, bo autor tej barwnej wypowiedzi, pełnej wyszukanych epitetów, tworząc mój portret, uparcie używał rodzaju męskiego.
 Nie przejęłam się specjalnie, a nawet żal mi się zrobiło pana znawcy, że miał do czynienia tylko z polskim atlasem geograficznym.
 A może pan znawca nie wystawiał nosa poza granice swojego kraju? Może zastosował się do mojej rady: Nie jedź do Bułgarii, bo... (w końcu to ja podsunęłam kiedyś tę myśl swoim Czytelnikom). Skąd ma wiedzieć, że oni tam piszą z błędem nazwę swojej Morskiej Stolicy i w atlasach też, a ja tylko powtórzyłam po nich... To oczywiście domysły.
 
 Przełykam czekoladę, przełykam migdały... Słodko-gorzki smak rzeczywistości.
 ___
 ___
 
Varna

 Na pierwszym, archiwalnym zdjęciu - dworzec w Varnie  istniejacy do dziś.
 
Weź, niedźwiedziu, gotowaną kukurydzę
czyli:
O Bałkanach słów kilka
 
 Święty Andrzej – patron dnia 30. listopada (30 noemwri - po bułg) - jest według legend ojcem świętego Mikołaja i przekazał swojemu synowi umiejętność zapewniania lekkiej zimy (statystyki temperaturowe każą przypuszczać, że najwyraźniej święci faworyzują Bałkany).
 Według legendy, 30 listopada, święty Andrzej planował orać pole. Jednak jedynego woła jakiego posiadał, zjadł niedźwiedź. Święty poskromił więc winowajcę i zaprzągł do pługa. Od tego czasu ten dzień jest też świętem - Dniem Niedźwiedzia.
 Stara, andrzejkowa tradycja kazała rzucić do ognia garść gotowanej kukurydzy i zwrócić się do wielkiego misia: 
 - Weź, niedźwiedziu, gotowaną kukurydzę, żebyś nie musiał jeść surowej i żebyś nie jadł ludzi. 
 Wypada też powiesić na ścianie podobiznę niedźwiedzia.
 Przysmakiem dnia są loukoumades (lukumades), ciasteczka (rodzaj pączków) przygotowywane z mąki, wody, jajka z dodatkiem soku z cytryny, cynamonu i rakii (lub ouzo), nasączone bardzo słodkim syropem z miodu, cukru i wody.
 
Varna - dwa światy ↓
___
___





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz