20221103

Za górami, za lasami

 
 Drzemie we mnie mała dziewczynka. Od czasu do czasu unosi główkę:
 - Pójdźmy do świata bajek - prosi, a ja nie odmawiam. 
 Przenoszę się do baśniowej krainy, poddaję się jej urokowi i ani trochę nie chcę się rozstać z dziecięciem, które siedzi w głębi duszy. Myślę, że te wyprawy nic a nic nie szkodzą powadze dorosłości i nie ma powodu ukrywać, że je odbywam, że pozwalam poszaleć fantazji.
 Zdarzyło mi się nawet napisać kilka bajek, dla małych dzieci i dużych "dzieci".
 Dziś przychodzę z bajką z okazji listopadowego święta bajkowych postaci.
 
 
Dawno, dawno temu...
 W małym miasteczku, u podnóża wysokich gór, nad wielką rzeką, żył chłopiec niepodobny do innych dzieci. Różnił się i charakterem, i wyglądem.
 Po pierwsze: nigdy nie czesał swoich włosów. Zawsze rozczochrane, sterczące na czubku głowy, spłaszczone na bokach, przypominały spaloną słońcem trawę, po której przebiegło stado cieląt. Nigdy nie zasłaniała ich czapka, bo to dziecko, nie wiadomo dlaczego nazywane Janem Bibijanem, nie cierpiało czapki na głowie, a i żadna nie miała cierpliwości stać na tak niesfornej czuprynie. Ilekroć zdarzyło się jakiejś wpaść na rozczochrane włosy Jana, nie wytrzymywała nawet minuty, spadała lub odfruwała i już nikt nie mógł jej znaleźć.
 Po drugie: nie było ubrania, które mogło dłużej, niż dzień wytrzymać całe i czyste, na krępym i zdrowym ciele chłopca. Natychmiast gubiło przyzwoity wygląd i kolor, i dostawało dziwnych, lepkich plam; kto wie, od czego... Pokrywało się błotem i kurzem, stawało się postrzępione,  uśmiechało się dziurami, z których jak zęby, wychylały się nitki rozdartych szwów.
 Jan Bibijan nie cierpiał jakichkolwiek butów. Uwielbiał chodzić boso i dlatego jego stopy były rozpłaszczone jak u żaby, a palce nóg rozwarte. 
 Lubił stać na obrzeżach miasteczka. Oparty o rozpadający się mur czekał... na przechodzącego psa, żeby rzucić w niego kamyczkiem, na dziecko, któremu mógł strącić czapkę z głowy, na nieszczęsnego żebraka, żeby mu dokuczyć, na jadącego woźnicę, żeby spłoszyć konie.
 Pewnego razu włóczył się bez celu. Dzień był piękny, wiosenny, rośliny budziły się ze snu, kwitły drzewka owocowe.
 Co robić dalej? Coś rozdrapywało niepokorną duszę i nie dawało mu spokoju. Tego dnia nie udało się nikomu sprawić przykrości.
 Nagle, pod nogami Jana Bibijana przemknęła zielona jaszczurka, uderzyła go ogonem w piętę i czmychnęła przez rozpadające się ogrodzenie winnicy. Oczy Jana błysnęły radośnie, włosy podniosły się ożywione, zniknął grymas z twarzy, a usta żwawo zagwizdały. 
 Jaszczurka nie czekała aż dosięgnie ją umorusana ręka chłopca, wygięła swoje zwinne ciało i zniknęła w jamie pod skałą.
 - Fiuuu! - krzyknął rozczarowany Jan Bibijan i gestem ręki wyraził niezadowolenie.
 I wtedy, z miejsca, gdzie zniknęło zwierzątko, wysunął się nagle malutki ludzik, jednym susem skoczył na głaz i zapytał: 
 - Ej, chłopcze, po co mnie wołasz?
 - Nie wołam cię - odparł Jan i z wielkim zdziwieniem przyglądał się istocie, jakiej nigdy przedtem nie widział.
 - Jak to? Nie wołałeś? Słyszałem jak przed chwileczką krzyczałeś: Fiu.
 - No tak, ale nikogo nie wołałem.
 - Jestem małym diabełkiem, a Fiu to moje imię - przedstawił się dziwny ludzik i zaczął podskakiwać na jednej nodze, głośno się śmiejąc.
 Jan Bibijan nie przestraszył się wcale, przeciwnie, patrzył z ciekawością i z uśmiechem. Dostrzegł podobieństwo do własnej osoby, tyle, że Fiu był mniejszy i bardzo ruchliwy. Poruszał się lekko i szybko jak pchła i po diabelsku kręcił oczami, a w ustach błyszczały białe zęby. Nad czołem, wśród rozczochranych włosów pojawiały się dwa małe rogi, wyrastające po obu stronach głowy. Z tyłu merdał długi ogon.
 Nagle diabełek przestał skakać i zapytał przyjacielsko:
- Jak ci na imię?
 Jan Bibijan podniósł głowę i z dumą odpowiedział:
Jestem Jan Bibijan
jestem malutki jak krasnoludki,
a silny jak wielkolud.
 - Jan Bi-bi-jan, Jan Bi-bi-jan - zaczął śpiewać diabełek, podskakując radośnie. - Bardzo podoba mi się twoje imię. Chcesz? Zostaniemy przyjaciółmi. Mój ojciec, stary diabeł, wygonił mnie z domu, bo przez cały miesiąc nie udało mi się zrobić nic złego, nikomu nie sprawiłem najmniejszej przykrości. Mam żyć w tej jamie, daleko od niego, dopóki się nie stanę zdolny krzywdzić ludzi. I nie mam żadnego przyjaciela.
 
 Spotkanie dobrego diabełka i niegrzecznego chłopca zaowocowało przyjaźnią; zamieszkali wspólnie, włóczyli się po okolicy i rozrabiali. Diabełek był zauroczony i szybko uczył się od Jana zła. Stary diabeł (ojciec Fiu) obserwował z daleka ich poczynania, cieszył się, że w synu jest coraz mniej dobra. Był spokojny, do czasu...
 - Mój mały, kochany Fiu! - żalił się na diabelskim spotkaniu. - Pozwolił, żeby zbiła go ludzka ręka (ręka Jana Bibijana). Wrócił do domu z guzem między rogami, który rośnie, zamiast maleć. Tak pokochał tego Jana Bibijana... Płacze przez niego, boi się go i naśladuje we wszystkim. A jeśli Jan Bibijan stanie się grzeczny? wtedy biada mojemu Fiu!
 Stary diabeł postanowił działać. Zamienił głowę Jana na głowę chłopca ulepionego z gliny - nie było w niej miejsca dla zbyt wielu myśli. 
 Od tej chwili mały diabełek miał większy wpływ na przyjaciela.
 
 Pewnego popołudnia usiedli na miękkiej trawie, Fiu wyjął jednego papierosa ze lśniącej paczki i podał chłopcu, sam też zapalił. Ogarnęła ich błogość. Aromatyczny dym wypełnił piersi Jana jakąś upajającą słodyczą. 
 Po wypaleniu diabelskiego papierosa Jan Bibijan popadł w stan dziwnego letargu. W uszach delikatnie dźwięczały dzwoneczki. Słodka mgła otuliła pustkę w głowie. Przyjemna niemoc ogarnęła ciało, drzemka zamykała ciężkie powieki. 
 Nagle poczuł, że frunie. Siedział na plecach Fiu. Z szybkością błyskawicy leciał w dół, prosto w jakąś przepaść, w głąb ziemi.
 - Dokąd?!!... - krzyknął, ale Fiu nie odpowiedział, natomiast gwałtownie zwiększył szybkość lotu.
 Znaleźli się w obszernej przestrzeni wypełnionej dziwnymi smugami niebieskiego światła. Jan Bibijan zauważył, że wypływają one ze wszystkich stron, z  jakichś dziwnych lamp, a te lampy były tak naprawdę oczami ogromnych, skamieniałych stworów.
 Słyszało się wokół szum przypominający syk tysięcy węży i innych gadów.
 - Fiu, dokąd mnie zabierasz?! - zapytał chłopiec z przerażeniem w głosie.
 - Janie Bibijanie, jesteś już w naszym podziemnym Królestwie Zła. Pożegnaj się z innym światem i bądź posłuszny.
 - Fiu! - krzyknął zdenerwowany Jan. - Otumaniłeś mnie specjalnie! Wracaj! Wracaj! Zwróć mnie białemu światu!
 - Milcz!!! - usłyszał w odpowiedzi.
 
 Jan Bibijan został sam, otoczony czarnymi lustrami. Poczuł się jak uwięziony owad, pełzający po ściankach zamkniętego czarnego pudełka. Chciał napić się wody, ale skąd miał ją wziąć?
 Zatrzymał się przy ścianie, ręką pchnął czarne lustro, spojrzał i zobaczył swoje odbicie. Było straszne!
 Zapomniał już, że nosi glinianą głowę, jak zobaczył ją na ramionach, zadrżał, z rozpaczą rzucił się na podłogę. 
 Płakał za swoją utraconą głową. W miejscu mętnych, glinianych dziur, świeciły w niej wesołe, żywe oczy, w miejscu popękanych, glinianych ust, kwitły jak róża jego własne, soczyste usta, z rzędami białych zębów, tak pięknie błyszczących, gdy się śmiał.
 - Diabły przeklęte! Zwróćcie mi moją głowę! - krzyknął. - Zwróćcie mi moją żywą, ładną głowę - powtarzał, tupał, wierzgał nogami, rzucał się z boku na bok.
 
 Janowi dokuczał brak myśli. Z czasem zaczęły pojawiać się w glinianej głowie, było ich coraz więcej i więcej. 
 Chłopiec nie bardzo wiedział, jak wydostać się z niewoli, aż pewnego dnia wpadła mu w ręce zaczarowana księga.
 
 Zbliżył się do księgi, leżącej na podłodze i przeczytał tytuł wypisany wielkimi złotymi literami: "JESTEM KSIĘGĄ ŻYCIA", a pod tym, mniejszymi literami napisano: "Kto mnie czyta - nie czuje pragnienia; kto mnie pozna - nie czuje głodu".
 Co miał robić Jan Bibijan? Samiutki, zagubiony w ciszy, oszalałby z nudów.
 Otworzył olbrzymią księgę i zaczął czytać. Od razu zadziwiło go niezwykłe pismo. Literki były małymi, żywymi ludzikami, które stały obok siebie, tworzyły słowa, rzędy i strony.  Wszystkie były piękne, wesołe i ubrane w wielokolorowe, barwne szatki. Niektóre śmiały się, inne płakały, jeszcze inne pokazywały język, jeszcze inne - stroiły miny. Janowi Bibijanowi bardzo się spodobało to pismo, szybko je zrozumiał, poznał każdego ludzika i zagłębił się w czytaniu. Na początku czytał w myślach, potem szeptał, a na końcu czytał na głos.
 W księdze były cudne bajki. Opowiadały o życiu różnych ludzi z różnych czasów, z różnych państw, narodów i różnych ras. Wszystkie były tak wciągające, że Jan Bibijan czytał nieustannie, nie podnosząc głowy. Po lekturze stał się też żwawszy. Minął lęk, który męczył go na początku niewoli. Dusza wypełniła się nadzieją.
 Z księgi dowiedział się, że człowiek może naprawić wszystkie błędy, które popełnił w swoim życiu. Wystarczy mieć wolę i odwagę. Z każdym złem, które spotyka się na swojej drodze, można walczyć i można odnieść zwycięstwo.
 Nie ma takiego położenia, którego nie uda się zmienić, wystarczy śmiałość i wytrwałość w bitwie ze złem i z przeszkodami, trzeba iść do przodu zawsze odważnie, zawsze z dumą, zawsze z nadzieją.
 Jan Bibijan, do tej chwili niewolnik i poddany, umocnił się w swoim postanowieniu: musi się uratować, musi uciec, musi odzyskać swoją głowę, musi wrócić do rodziców.
 Zaczął obmyślać różne plany. Spacerując po lustrzanym salonie, wyobrażał sobie interesujące zdarzenia jakie mogą mu się przytrafić i to, jak sobie z nimi poradzi. I ogarnęła go taka śmiałość, że zaczął gwizdać, a potem śpiewać.
Już się nie boję
niczego na świecie,
Uwolniony, jak orzeł
stąd wylecę.
 Głos Jana Bibijana odbił się echem w pustej, czarnej sali. Czarne lustra zadrżały i zabrzęczały. To go jeszcze bardziej zmotywowało. Chciał zbić lustrzane ściany siłą swojej głowy, siłą myśli, siłą woli. Głośno powiedział:
Przeklęta magia,
co mnie tu przywiodła,
zwyciężona będzie
na przekór diabłom!
 Jak podczas trzęsienia ziemi, lustrzane ściany zaczęły trzeszczeć i pękać...
©
tłumaczenie z języka bułgarskiego: Skarlet B.I.

 Powyżej fragmenty bardzo znanej, bałkańskiej bajki, napisanej i opowiedzianej w książce przez bułgarskiego pisarza Elina Pelina.
 Mały łobuziak i diabełek przeżyli bardzo wiele przygód (pochyłym drukiem dodałam króciutkie streszczenie tego, co wydarzyło się w międzyczasie). 
 Od czasu, gdy zadrżały lustrzane ściany zaczął się dla Jana Bibijana etap powrotu z Czarnego Królestwa na ziemię, a po drodze jeszcze wiele się wydarzyło.
___
 
Obrazy w tekście to bajkowe ilustracje z początku XX wieku.
 
___
___

Elin Pelin był już obecny na mojej stronie.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz