Czasem czytam wiersze, towarzyszy im określona atmosfera, niekiedy zastanawiam się jaki impuls dyktował słowa piszącemu.
Lubię
Marię Pawlikowską Jasnorzewską, nie zawsze wypływały z jej ust słowa
przesycone żalem, ale przecież zdarzały się i takie.
Wyobrażam
sobie, że jest ponury, listopadowy wieczór, chłód muska ciało, wdziera
się do duszy. Poetka czuje pustkę, nagle odzywają się wspomnienia...
chwyta za pióro... pisze...
zwiędły suknie i wachlarz z piór strusich
czas opada jak chmura szarańczy
wszystko kończy się prędzej niż musi
gra muzyka lecz nie ma z kim tańczyć
tancerz miły odszedł w dalszą drogę
gdzie jest nie wiem ani wy nie wiecie
jeśli tu go odszukać nie mogę
jakże znajdę go w wielkim wszechświecie
Zgubiony tancerz
Maria Pawlikowska Jasnorzewska
___
___
Krzyk jazzbandu
mówisz, że jazzband jest dziki
że płacze jak wicher w kominie
i że cię przeraża
to minie
nuty życia czyż nie są dzikie
życie jest zamętem i krzykiem
przecież przyszliśmy na świat wśród takiej muzyki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz